1. Ballada o trzech nieznajomych, czyli rzecz…


    Data: 10.04.2021, Kategorie: horror, śmierć, mało seksu, akcja, erotyka, Autor: Agnessa Novvak

    ... roztrząsać tej kwestii, złapałem ją za rękę.
    
    – Pali się, musisz uciekać! – stwierdziłem oczywisty fakt – Korytarzem już nie wrócimy, chodź przez okno!
    
    – Ale nie…
    
    – Nie dyskutuj, do chwosta karmazyna! – złapałem za klamkę.
    
    Czy raczej chciałem złapać. Że też wcześniej nie zwróciłem uwagi na brak możliwości otwarcia okien w całym pokoju, podobnie jak podejrzanie grube szyby. Uderzyłem w nie nadającym się już tylko do tego pistoletem. Bez rezultatu. Wyciągnąłem nóż i zacząłem walić w taflę uformowaną w ostry stożek, zaprojektowaną specjalnie w takim celu rękojeścią. Szkło co prawda pokryło się miejscowo siateczką pęknięć, lecz nic ponadto. Uderzyłem w nie jeszcze kilkukrotnie razy pięścią, ale finalnie odwróciłem się zrezygnowany, spoglądając na czarne kłęby walące drzwiami. Trudno, raz kozie i wszystkim innym rogatym śmierć! Zamoczyłem ściągniętą z łóżka narzutę w zawartości wanny, nad którą wolałem się specjalnie nie zastanawiać, i podałem zdezorientowanej Aurorze.
    
    – Owiń się i wstrzymaj oddech.
    
    Samemu obwiązałem usta wilgotnym ręcznikiem, wziąłem w ramiona jakże drogocenny pakunek i skoczyłem w płomienie.
    
    Żyłem? Musiałem spokojnie usiąść i pomyśleć nad ową wielce ważną kwestią, ale generalnie udało mi się zachować wszystkie główne funkcje życiowe. Powiększyłem i tak bogatą kolekcję skaleczeń i obtarć, oczy okrutnie mnie piekły, a ledwie kilka nieistotnych oparzeń nie stanowiło wielkiego problemu. Rozległych, spływających osoczem spod spieczonej żywym ...
    ... ogniem skorupy ran, które starałem się schłodzić pod przecudownie zimną wodą, perlącą się w fontannie. Podziwiając równocześnie kulminację ognistego spektaklu w postaci walącego się dachu, strzelającego snopami iskier ponad korony drzew.
    
    Czy Aurora żyła? Bez wątpienia, choć wbrew pozorom jej, a nie swojego stanu obawiałem się najbardziej. Zdawałem sobie sprawę, że mogła nie pojmować wszystkiego, co się wydarzyło, ale…
    
    – Żyją? – spytała beznamiętnym głosem, ledwo słyszalnym pośród hałasu pożogi. – Moje siostry?
    
    – Auroro, chcę, żebyś wiedziała… – zacząłem niepewnie.
    
    – Ty żeś je zabił? – spojrzała na mnie całkowicie zwyczajnymi, ludzkimi oczami. Bardzo, bardzo smutnymi.
    
    – Ja. Wybacz mi. Musiałem. One…
    
    Odetchnąłem i wyznałem jej prawdę. Całą. Gdy skończyłem, Aurora nie wiedzieć dlaczego zamiast uciec, spróbować się zemścić albo zrobić cokolwiek innego, weszła do fontanny. Zupełnie się nie spiesząc ani nie przejmując moją obecnością, spłukiwała brud z nieproporcjonalnie małych, trójkątnych piersi, zbyt szerokich bioder i ciężkawych ud. Piękniejszych od wszystkiego, co w życiu widziałem. Wyczesywała palcami obsypane popiołem włosy, a nawet, na co bezwzględnie musiałem odwrócić wzrok, podmyła się. Ni mniej, ni więcej.
    
    I dopiero po zakończeniu wszelkich niezbędnych ablucji zbliżyła się do mnie. Pomogła ostrożnie ściągnąć nadpaloną koszulę, zamoczyła ją w wodzie i przemyła mi odrapane plecy, posiniaczony brzuch, oparzenia na rękach i karku, spierzchnięte usta… ...