1. Życie jest jak rozpuszczający się śnieg...


    Data: 14.03.2019, Autor: Marcin123

    ... wyniku którego kamerka, którą miał na kasku wbiła mu się w mózg i od tamtej pory leży "jak warzywo” w śpiączce. Pomyślałem, że nie chciałbym próbować zabić się na nartach, bo jak bym skończył tak jak Schumacher, to długie lata musiałbym czekać na śmierć, która mnie zaprowadzi do Asiullki, i nawet nie mógłbym nikomu dać znać, że nie chcę żyć, bo mi się spieszy. I musiałbym cierpieć tak długie lata marząc o tym, żeby być z Moim szczęściem. To byłoby okropne.
    
    Powiedziałem, że nie chcę jechać. Ale nie wiem, jak się to skończy, bo nie chcę ranić Milenki. Może to zrobię dla niej. Tylko boję się tych gorszych dni, bo wtedy Milenka miałaby kłopot, bo zamykam się w sobie i chcę być sam. Porozmawiam z nią i powiem, dlaczego nie chcę jechać. Ona zawsze stara się mnie zrozumieć. Pomyślałem też, że jeśli jednak pojadę, przywiozę z Alp kilka pięknych kamyczków, żeby położyć na grobie Asiulki. Powiem Milenie i razem poszukamy. Ale nie wiem, co zrobię.
    
    Kiedyś na samotnym spacerze spotkałem Kingę. Kinga to takie inne wydanie Mileny pod względem urody. Obie czarnowłose, długonogie i piękne. Są trochę podobne, tylko Kinga jest bardziej ostra pod każdym względem. Jest obiektywnie ładna, ale ma wszystko zbyt krzykliwe – i makijaż, i ubiór, i paznokcie. I ma niewyparzoną gębę, klnie, a teraz pali. Kiedyś spotykałem się z Kingą i nie był to dobry czas, zbyt często kłóciliśmy się. Ona myślała tylko o rozrywkach i seksie, i dobrze się stało, że nie spaliśmy ze sobą. Nienawidziłem jej, bo ...
    ... obraziła Moje Szczęście. Ale z czasem mi przeszło.
    
    Kinga ucieszyła się, bo nie widziała mnie bardzo, bardzo długo. Powiedziała, że zeszczuplałem, ale dalej mam klasę. Poszliśmy do kawiarni. Nie lubię chodzić do kawiarni od odejścia Aniołka, ale poszedłem. Nie bardzo jak miałem się wykręcić. Kinga opowiadała mi o sobie i chłopakach. O tym, że Natalka będzie chyba brać ślub z jakimś Sebastianem, że Igor pobił publicznie swoją siostrę Paulę za to, że spotykała się z jakimś podejrzanym gościem i była cała afera, opowiedziała o Grzegorzu, który doszedł do siebie, ale miał kłopoty z alkoholem... a potem zaczęła wracać do śmierci Joasi. Jakoś tak mówiła o niej, ze we mnie coś pękło, i jak kiedyś zaczęliśmy się kłócić. Wykrzyczała mi, że rozkochałem w sobie własną rodzoną siostrę i zabiła się przeze mnie. Że wyjechałem sobie na studia na drugą półkulę a tutaj poprosiłem do opieki nad siostrą Grzegorza, którego Joasia podobno rozkochała w sobie, a kiedy zabiła się, to Grzegorz się stoczył, rozpił, a mógł być bardzo dobrym programistą. I takie tam. Ja tego wszystkiego wysłuchałem, łzy mi ciekły po policzkach, a kiedy skończyła, położyłem na stole pieniądze za kawę i ciastka i wyszedłem. Kiedy wychodziłem usłyszałem jeszcze: "Marcin, przepraszam, nie chciałam Ciebie ranić”. Ale może mi się wydawało. Przepraszać? Za co? Miała rację.
    
    Dobra, na dzisiaj kończę. Zaraz to skasuję, jak zawsze. Albo może tym razem wrzucę na Forum. Taki tam bełkot. Nie wiem. Nie wiem. Muszę wrócić do początku, ...