1. Życie jest jak rozpuszczający się śnieg...


    Data: 14.03.2019, Autor: Marcin123

    ... Małego Dojo. Dojo to taka sala treningowa do sztuk walki, cała podłoga to tatami (mata). Byłem zaskoczony – bardzo dawno nie byłem w Sali treningowej. Milenka zaczęła wypytywać mnie o etykietę Dojo. Pokazałem jej ukłony, jak pozdrawiać sensei (nauczyciela), potem jak się medytuje, zdjęliśmy buty i chodziliśmy po Dojo. A potem zaciągnęła mnie do szatni obok, a tam były judogi (kimona do walki). Sama szybko zrzuciła ubranie i założyła gi (strój treningowy), przepasała się białym pasem. Wyglądała nieziemsko pięknie w białym kimonie, ma tak cudowne długie czarne włosy, a i lekko skośne oczy, więc wyglądała zjawiskowo, jak najwspanialsze piękności japońskie. No poezja. Aż mi się serce ścisnęło. A potem nie pytając podbiegła do mnie i zaczęła mi ściągać spodnie! No dobra, przebrałem się w gi. W szafce wisiał czarny pas. Mam do niego prawo. Złożyłem ukłon przed pasem i założyłem go. Przez chwile poczułem... poczułem... nie da się opisać. Wzięła mnie za rękę, wróciliśmy do Dojo i wtedy powiedziała mi, że zaczęła chodzić na judo, nie sportowe, ale obronne i chciała ze mną poćwiczyć, bo jestem bardzo w tym dobry. Ja nie trenuję judo od odejścia Mojego Szczęścia. Długo. Ale zaczęliśmy się bawić na tatami. Milenka niewiele umie, ale pokazałem jej pady, przewroty i najprostsze chwyty i obrony. Nie zauważyłem, że od dłuższego czasu w uchylonych drzwiach Dojo stał mój dawny Sensei. Był w swoim gi. Natychmiast przerwałem zabawę i ukłoniłem się. On zdjął klapki, ukłonił się i wszedł na ...
    ... tatami. Przyłączył się do zabawy i we dwóch pokazywaliśmy Milenie najprostsze techniki. A potem usiedliśmy na środku tatami i Sensei opowiadał mi o naszej sekcji. O tym, że Adrian jest teraz najlepszy, miał nawet dwa powołania do kadry krajowej, ale Adrian zawsze mówi, że jest tylko kumori Marcina (to znaczy cień). Że byłem najlepszy i gdybym tu był, pociągnąłbym chłopaków do niesamowitych sukcesów. Powiedział, że byłem największym talentem, jakiego znał i że judo mnie potrzebuje, cała sekcja i chłopaki bardzo chcą, żebym wrócił. A potem Sensei zabrał mnie z Milenką do chińskiej restauracji na rybę, i w bułeczkach z wróżbą Milence wyszło, że się ze mną ożeni. Śmiałem się w ten wieczór i Milenka była taka szczęśliwa. Ale do sekcji nie wrócę. Nie chcę się widzieć z chłopakami. Unikam spotkania z nimi. Judo to dla mnie zamknięta karta. Może czasem pójdę z Milenką na te jej treningi, żeby jej pomóc. To był udany wieczór. Wiem, że to było ukartowane przez Sensei i Milenę, ale było bardzo miło.
    
    Wciąż zastanawiam się, jak się zabić. Może leki? Nienawidzę niektórych rodzajów samobójstwa. Nigdy bym się nie powiesił. Najchętniej bym popełnił seppuku (lub harakiri – jest różnica, ale nie będę tłumaczył), jak wojownicy japońscy, rozcinając sobie brzuch – to piękna i honorowa śmierć. Ale nie mam miecza. Do tego najlepszy jest taki mały miecz, trochę mniejszy, niż wakizashi a większy niż tanto. Mam książkę, jak technicznie poprowadzić miecz, rozcinając sobie brzuch. Ale miecz, prawdziwy Miecz ...
«12...8910...»