1. Gdzie duchy przodków (I)


    Data: 20.01.2022, Kategorie: średniowiecze, Fantazja Pierwszy raz Autor: NeverShoutNever

    ... wzrokiem na brata. Ten wyciągnął ostry, myśliwski nóż. Wbił go w brzuch klępy dość nieudolnie. Konała jeszcze długo wydając z siebie niemiłosierne odgłosy, nieprzyjemne dla ucha. – Jaki wstyd! - skomentował starszy z braci. – Tak bogom oddajesz to, co nam dają? Pozwalasz istocie umierać w męczarniach, a potem będziesz rozkoszował się jej mięsem?
    
    - Trzeba było od razu trafić w bebechy! - odpyskował tamten.
    
    - Nie marudź tylko pomóż mi ją zawiesić przy siodle. My pojedziemy na twoim koniu, a do mojego przytroczymy klępę - jak zawyrokował tak zrobili. Droga powrotna, gdzie miał czekać ojciec, była już bardziej znajoma i łatwiejsza do przejścia. Nawet słowiki zaczęły swój koncert, gdy otrząsnęły się po widoku polowania. Na miejscu bracia zastali coś, czego się nie spodziewali. Zza drzew widać było konie niespokojnie strzygące uszami. Rżały raz po raz i niespokojnie ryły kopytami ziemię. Wszechogarniająca cisza znów opanowała knieje. Kolorowe brzechwy sterczały z ziemi. Nie z ziemi... Z ciał ojca i średniego brata.
    
    Dwójka postanowiła zostać w zaroślach, gdy zrozumieli co się stało. Zabójcy króla i księcia mogli wciąż czaić się w zaroślach. Skardmir zachował trzeźwość umysłu i obaj przycupnęli przy grabowym konarze z palcami strzałach, z napiętymi cięciwami. Ręce po jakimś czasie zaczęły im słabnąć, a w okolicy, zdawało się, nikogo już nie ma. Nikogo, na kim można dokonać zemsty. W Skardmirze buzowała wściekłość, ale starał się nie okazywać słabości przy młodszym bracie. ...
    ... Dopiero po godzinie wyszli z kryjówki.
    
    Król Myślidar miał strzały wbite w brzuch i czoło. Groty przeszły gładko przez lekkie ubranie łowczego. Uniemysł przebity był na wylot przez podbrzusze tak, że grot utkwił płytko w ziemi. Obaj leżeli z rozpostartymi ramionami, zdając się na łaskę kruków i wron.
    
    Racisław upadł na ziemię i zaczął płakać żałośnie. Łzy jak grochy ciekły mu po czerwonych policzkach. Szloch mieszał się z jego rozpaczliwym krzykiem i skargami. Chłopak pierwszy raz w życiu czuł się taki bezradny
    
    - Tato! Tato, obudź się, to nic, nic... Znachor ma zioła, proszę nie śpij, wstań!... - lamentował. –Uniemysł, bracie, rusz się, wstań, proszę! Proszę! - chłopiec wyrwał trzy strzały ociekające krwią, podał je Skardmirowi, patrząc na niego z wyrzutem, który dotąd stał nieruchomo, z twarzą jak głaz.
    
    - Zrób coś! - wykrzyknął z całych sił Racisław.
    
    - Poprzywiązuj konie linami, a ja ułożę ciała na grzbietach - odparł chłodno najstarszy. Przykryli ich ciała derkami i ruszyli najszybciej jak mogli, w stronę Opola. Za nimi pozostawał krwawy ślad. Krew kapała wolno, lecz równomiernie, znacząc drogę niby upiorne drogowskazy. Konie, z bezwładnymi ciałami swych jeźdźców, miejscami zapierały się i nie chciały iść dalej. Siłą trzeba było je ciągnąć przez głuszę.
    
    - Otworzyć bramę! - krzyknął donośnie Skardmir, gdy przybyli pod gród.
    
    - Panie...Co wieziecie?! - zdziwił się jeden ze strażników, kręcąc równocześnie ciężkim kołowrotem. Łańcuchy szczęknęły i drewniana ...
«1234...11»