1. Ballada o trzech nieznajomych, czyli rzecz…


    Data: 10.04.2021, Kategorie: horror, śmierć, mało seksu, akcja, erotyka, Autor: Agnessa Novvak

    ... granicę? Nie dochodząc do żadnych sensownych wniosków, zachowaliśmy się na poziomie bohaterów horrorów klasy Ó i ostatecznie przyznaliśmy naszej niespodziewanej towarzyszce rację. Na co ona tylko uśmiechnęła się niewymuszenie, trąciła karosza palcatem i z gracją zjechała po skarpie, płynnie przechodząc na szutrówce w elegancki kłus.
    
    Niby wszystko wydawało się zmierzać ku dobremu, ale czułem niepokojąco narastające, osobliwe uczucie przestrachu, przesyconego nerwowym oczekiwaniem. Jakbym doskonale wiedział, że za chwilę stanie się coś bardzo, bardzo złego, ale żadną miarą nie chciałem przyjąć tego do wiadomości. Może sprawiły to sunące nad nami ponuro trupiosine chmury, z wolna przysłaniające swymi strzępami krwiste niebo? Lub nienaturalna, tak gęsta, że aż namacalna cisza, której nie przerywało nic poza oddalającym się tętentem kopyt? Próbując się uspokoić, sprawdziłem jeszcze dyskretnie ile naboi pozostało mi w magazynku i czy ukryty w bucie nóż wyciąga się tak gładko, jak powinien. I przekręciłem kluczyk.
    
    Słońce zdążyło zajść, a my wciąż podążaliśmy za podskakującym rytmicznie, końskim zadem. Już miałem ponownie się zatrzymać, nawet na środku pola, i przemówić Pitbulowi do resztek rozumu doskonaloną przez wieki, wciąż niezawodną metodą lepy na ryj. Trudno, najwyżej będę musiał się gęsto tłumaczyć po powrocie, ale na razie wciąż nie miałem pojęcia, gdzie jesteśmy ani jak długo potrwa dalsza jazda. I wówczas, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, dziurawa ...
    ... szutrówka zamieniła się w bitą równo ciosanymi kamieniami drogę, na której końcu otwarła się otoczona szpalerem wysokich drzew polana.
    
    Czy właściwie ogromny, zwieńczony stylowym dworkiem kolisty plac, którego nazwanie „żywcem wyjętym z obrazka” nie byłoby żadną przesadą. Przejechałem ostrożnie po łuku kamiennego mostka zwieńczonego kutymi poręczami, zdobionymi mieniącymi się złowrogo w świetle reflektorów rogatymi łbami z jednej i zębatymi, wysuwającymi rozdwojone jęzory paszczami z drugiej strony. I dalej, wzdłuż rzędu staromodnych latarni, rzucających ciepłe refleksy na fontannę, w której wśród tryskającej wody stary satyr starał się bezowocnie obłapić swymi sprośnymi łapskami umykającą chyżo rusałkę.
    
    Tymczasem nasza przewodniczka zatrzymała się przed kolumnowym, zwieńczonym podobnie rogato-zębiastym motywem gankiem i zeskoczyła lekko z wysokiego przecież siodła, puszczając rumaka całkowicie swobodnie. Po czym przeszła ku szerokim, podwójnym drzwiom, gdzie uściskała się czule z wychodzącą naprzeciw niej kobietą i w jej towarzystwie podeszła do auta, z którego wciąż wahaliśmy się wysiąść. Podobieństwo rysów ich twarzy było tak uderzające, że nie budziło wątpliwości, że są rodziną. Pozostawała kwestia, jaką. Gospodyni była dobre pół głowy wyższa, równie złote włosy spinając w elegancki kok z tyłu głowy, ale przede wszystkim w geometrycznym, śliwkowym żakiecie i ołówkowej spódnicy wyglądała jak wyjęta żywcem z
    
    . Wydawała się także młodsza, jednak nie na tyle, by różnica wieku ...
«12...456...20»