1. Drzewo. Marta i podglądacz


    Data: 02.12.2021, Autor: Historyczka

    ... materiału?
    
    – Rudolfie… ależ w żadnym wypadku!
    
    Wbrew własnym słowom, podeszłam do niego na wyciągnięcie ręki. Tak bardzo chciałam, żeby zrobił coś wbrew mej woli!
    
    Chłopiec powoli podnosił ręce w stronę moich piersi, jakby dając mi możliwość odejścia krok do tyłu, ale ja się nie odsuwałam. To go ośmieliło i jego ręce w końcu dotknęły materiału biustonosza.
    
    – Jaki miękki… – szepnął.
    
    – Rudolfie, widzę, że moje protesty nie mają dla ciebie żadnego znaczenia…
    
    Nadal nie oddalam się, pozwalając chłopcu błądzić po piersiach. Robił to jakby chciał się nauczyć ich kształtu na pamięć.
    
    Niech czuje, jakie mam duże i zgrabne – myślałam. Do czego jeszcze się posunie?
    
    – Bardzo chciałbym je zobaczyć bez stanika…
    
    Tryumfowałam! Odważył się! Z każdą chwilą coraz śmielszy!
    
    – Rudolfie, ja się chyba przesłyszałam… Chcesz, żebym zdjęła przed tobą biustonosz?! – Strasznie mnie to rozogniało, ale oczywiście nie zamierzałam być łatwa. – O nie! Nie zrobię tego!
    
    Uczniak znów zamilkł, ale słychać było jak przełyka ślinę, wpatrując się w dekolt. Najwyraźniej zastanawiał się co zrobię.
    
    – Ach… Boże… Nie pokażę ci przecież moich nagich piersi… – Moje słowa wyraźnie działały na niego.
    
    – Ależ ty jesteś twardy!
    
    Sięgnęłam dłońmi do haftek. Jednocześnie śledziłam każdy grymas twarzy młodzieńca, obserwując narastające napięcie.
    
    – Nie… daruj… nie mogę tego zrobić…
    
    Ależ go skręcało! Buzowała w nim wściekłość, ale nie wiedział co robić.
    
    – Widzę, że nie ...
    ... ustąpisz.
    
    Zaczęłam gmerać przy haftkach, jakby nie radząc sobie z nimi. Głośno oddychał, wbijając we mnie wzrok i zaciskając zęby. Wreszcie rozpięłam biustonosz. Nie przestając się droczyć. Nie zsunęłam miseczek z piersi.
    
    – Rudolfie, właśnie rozpięłam przed tobą stanik… ale nie przemogę się… nie zdejmę go…
    
    Chłopiec silił się, żeby przyjąć kamienną twarz, ale wszystko w nim buzowało.
    
    – Zdej… zdejmij… – wyjąkał szeptem.
    
    – Ach, jednak jesteś zwyczajnym świntuchem! W dodatku szantażystą…
    
    W tym momencie zsunęłam biustonosz i rzuciłam nim w Rudolfa. Natychmiast dłońmi okryłam piersi, ukrywając przed ciekawskim wzrokiem. Chłopak schwycił stanik i ujął delikatnie, przyłożył do twarzy, jakby chłonął zapach. Pocałował go i z namaszczeniem włożył do kieszeni spodni.
    
    – Będzie mój…
    
    A więc mój najdroższy biustonosz stał się łupem tego gówniarza! Sama nie wiem, dlaczego to mnie podniecało. Patrzył mi prosto w oczy. W jakim tempie łobuz staje się śmiały!
    
    – A więc mi nie odpuścisz? – zapytałam teatralnie żałosnym tonem.
    
    – Nie… – powiedział cicho, ale już nie szeptem.
    
    Powoli zsuwałam dłonie, najpierw ukazując górę biustu, później jedną brodawkę. Onieśmielona spuściłam wzrok, nie miałam odwagi w tym momencie patrzeć mu w oczy.
    
    Chłopak nerwowo zakaszlał. Nie przerywałam przedstawienia. Druga dłoń zsunęła się w dół i oba sutki prężyły się przed wzrokiem uczniaka. Przez moment trzymałam obie piersi w rękach, jakbym podawała je na tacy i zdawała się mówić: oto daruję ci trybut ...