1. Pieskie Życie Anny Morrison


    Data: 27.07.2020, Autor: AleidaMarch

    ... wyjścia.
    
    Ciężka ręka opadła niczym gilotyna, wgniatając jej delikatny bark w łopatkę.
    
    - Proszę ze mną.
    
    Odwróciła się, a jej przekrwionym oczom ukazał się masywny, otyły stróż porządku, któremu bez trudu by uciekła, gdyby nie była w takim stanie. Nogi zaczęły jej się trząść, a świdrujące kaprawe oczka łysiejącego wąsacza powodowały spazmy zimnego potu, którym oblewała się z góry na dół.
    
    Przecież, przecież tam czeka jej dziecko... Musi je odebrać, jest już umówiona...
    
    - Proszę ze mną - gruba, niezgrabna ręka ścisnęła jej bark niczym puszkę coli. Nie stawiała oporu, nie potrafiła wydukać z siebie żadnego słowa. Zaczęła się trząść z zimna, strachu, czy może dlatego, że roztańczone endorfiny przestały tańczyć w jej głowie. Szła, a właściwie wlekła się, ciągnięta za bark przez dyszącego grubasa. Jego łysiejąca głowa odbijała ostre światło lamp prosto w jej oczy. Odwróciła wzrok, sklep był pusty. Całe szczęście, nikt nie zobaczy. Całe szczęście, może wmówi mu, że ona nic nie zrobiła, że musi odebrać dziecko, że to pomyłka... Całe szczęście, pomyślała...
    
    - Nie lubimy tu takich jak Ty - dyszący głos otworzył niewielkie drzwi i wepchnął ją do niewielkiego pokoju, przypominającego magazyn. - Wyciągaj co tam masz.
    
    W jej zmęczonej głowie, kotłowały się słowa, których mogła by użyć, aby wytłumaczyć, że jest niewinna, jednak nie potrafiła złożyć nic sensownego w całość.
    
    - Ale... Ale ja nic nie zrobiłam.
    
    Genialna mowa, tylko rozjuszyła otyłego mężczyznę, który, o ...
    ... ironio, na swojej plakietce nosił nazwę przedszkola, z którego miała odebrać swoją pociechę. Gruba, włochata dłoń, przypominająca świńską racicę, chwyciła ją za ramię. Ją i Kentucky Burbon.
    
    - Wyjmuj to. I to z torby też - dodał.
    
    Wiedziała, że raczej nic nie wskóra, może po prostu Jerry wezwie policje, dostanie mandat. Może jeszcze będzie otwarty inny sklep, może zdąży, może się uda, musi się udać.
    
    - Wyjmij to i połóż na stole.
    
    Ochroniarz wskazał na niewielki stolik, po czym odsapnął, przetarł swoje rude wąsiska i wyszedł z magazynu zamykając go na klucz.
    
    - No to świetnie, poszedł zadzwonić na policję...
    
    W jej oczach pojawiły się łzy, wyjęła butelki, kładąc je na stole, po czym bezsilnie osunęła się na plastikowe ogrodowe krzesło, zatapiając swoje dłonie w kruczoczarnych włosach. Z jej oczu zaczął płynąć potok łez.
    
    - Dobra. Albo się dogadamy, albo będziesz miała przejebane - oznajmił równie gruby, co jego właściciel, głos. Spojrzała na spoconego ochroniarza, na jego pożółkłą nalaną twarz, na środku której pływały podniecone, tłuste oczy. Długi wąs, niczym makaron, oplatał oblizujące się co chwilę usta. Mężczyzna dyszał ciężko, stojąc w drzwiach, które zasłaniał swoimi potężnymi gabarytami.
    
    - Jak się dogadamy? - wycedziła przez zamknięte, sine usta. Cały czas czuła, że jej całe ciało trzęsie się, nie wiedziała jednak czy z zimna, strachu, czy tęsknoty za swoim dzieciaczkiem.
    
    - Normalnie, mała złodziejko.
    
    Wąs uniósł się do góry, a zwalisty mężczyzna ...
«1234...»