1. Uratuj mnie. Epilog


    Data: 25.07.2020, Autor: Roksana76

    ... jak bardzo zmieniło się jej ciało, jak go poczuje, jak on poczuje ją…?
    
    - Mi piace quella cicatrice (podoba mi się ta blizna) – pocałował miejsce, gdzie miała małe nacięcie, teraz całkowicie już zagojone – E come la firma. Ti ho firmato. (To jak podpis. Podpisałem cię.) – roześmiał się, rozchylając delikatne różowe płatki i zbliżając do nich język.
    
    - Non hai usato una penna qualsiasi... (Nie użyłeś byle jakiego pióra…) – jęknęła, czując jak język Fabia rozpycha się w jej obrzmiałym wnętrzu. Musiała długo poczekać na odpowiedź, bo jej rozmówca miał usta zajęte wyjątkowo lubieżnymi czynami.
    
    - No. E ora penso di usarlo di nuovo! (Nie. I teraz mam zamiar znów go użyć!) – głos miał niski, nabrzmiały podnieceniem, jej ulubiony.
    
    Powitała go głębokim westchnieniem. Jej szeroko rozłożone uda były tak ponętne, tak słodkie, w geście zaufania, jakim go obdarzyła. Przypomniał sobie wenecką noc, kiedy pierwszy raz się kochali i ten niesamowity dzień na jachcie, kiedy mógł ją mieć bez żadnej bariery... i potem jej niepewność, kiedy pierwszy raz po narodzeniu Carla mógł poczuć ciepło i wilgoć jej wnętrza.
    
    - Che delizia (Ale rozkosz) – Głos miała lekko schrypnięty, emanujący ciepłem i miękkością, którą tak lubił.
    
    - Zitta! (Cicho!) - wychrypiał, starając się panować nad emocjami.
    
    Caterina roześmiała się dźwięcznie i chwyciwszy głowę Fabia w dłonie przyciągnęła ją do siebie. Ich usta znalazły się blisko..., prawie się zetknęły, ich oddechy zmieszały się, przyprawiając ...
    ... oboje o zawrót głowy. Zatracili się w sobie, czując narastające podniecenie pochodzące od ocierających się o siebie ciał. Wkrótce pokój wypełnił się przytłumionymi przez pocałunki jękami na dwa głosy.
    
    - Fabio, aiuto... (Fabio, pomóż...) - w głosie Cateriny słychać było desperację. Wyprężyła się, czując, że jej wnętrze obrzmiewa, płonie, wypełnia się pulsowaniem...
    
    Powolne, głębokie pchnięcie pokonało niewidzialną barierę i Caterina runęła w przepaść, zaciskając palce na ramionach męża i chwytając powietrze rozchylonymi ustami... On był tuż, tuż. Wpatrywał się w jej rozjaśnioną twarz z zachwytem, czując, jak ogarnia go euforyczne wręcz szczęście... Orgazm uderzył go niepodziewanie mocno, odbierając mu zmysły na długie minuty...
    
    Dochodzili do siebie powoli, z trudem odzyskując spokój. Biodra Fabia spoczywały między udami Cateriny, wtulone w jej zmęczone porannym wysiłkiem ciało. Czuła go w sobie i było to tak rozkosznie słodkie rozpierające uczucie, że aż bała się poruszyć. On również się nie spieszył. Wsparł czoło na jej nagim ramieniu i wdychał zapach jej spoconej, rozgrzanej seksem skóry.
    
    - O dio, sono esausta... (O boże, jestem wykończona...) – westchnęła w końcu, odchylając głowę. Na jej twarzy zagościł błogi uśmiech. - Non ti muovere! (Nie ruszaj się!) - jęknęła, czując, że Fabio unosi się na łokciach.
    
    Roześmiał się i na powrót rozluźnił mięśnie. Wiedział doskonale, że Caterina uwielbiała te chwile tuż po, kiedy przygniatał ją swoim ciężarem, a ona powoli ...