1. Jak kamyk, cz. 6


    Data: 31.01.2019, Autor: JakKamyk

    ... analizować rozmowy z Maćkiem, chciałam się odciąć. Pomyślałam, że przygarnę psa, jutro. Nie będę odkładała życia na później. Potem umówię się z tym ratownikiem medycznym, który kilka razy proponował mi kawę. I będę się dobrze bawić. Z zamyślenia wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Nie zamierzałam otwierać, nie spodziewałam się nikogo. „Jacyś domokrążcy” – ponownie zamknęłam oczu rozkoszując się ciepłem i zapachem. Ktoś był jednak bardzo napastliwy. Po trzeciej serii, wstałam z wanny, okryłam się ręcznikiem i pomaszerowałam do wejścia. Nie hamowałam głośnych przekleństw wydobywających się w mojego gardła. Kiedy odsunęłam zasuwę, ktoś brutalnie wtargnął do środka.
    
    - Randki będziesz miała od jutra – i nim się spostrzegłam, wpił się w moje usta.
    
    Nie dał mi czasu na protesty, na myślenie. Ujął moją twarz w dłonie i całował jakby świat za drzwiami nie istniał, skurczył się do wielkości mojego małego przedpokoju. Miał takie delikatne usta… Zaczerwieniły się intensywnie od pocałunku. Kiedy dostrzegł, że mu się poddam, zwolnił nieco nacisk i skubał delikatnie moją dolną wargę. Rękoma przyciągnął mnie do siebie i oparł je na moich biodrach. Nieświadomie powędrowałam dłońmi do jego głowy i wplotłam palce w miękkie włosy. To był zapalnik.
    
    - Sypialnia? – zapytał przerzucając sobie mnie przez ramię.
    
    - Drugie drzwi na prawo – nie mogłam powstrzymać śmiechu. Od dzieciństwa nikt mnie tak nigdzie nie transportował.
    
    Rzucił mnie na łóżko i zaczął pospiesznie odpinać pasek od ...
    ... spodni.
    
    - Piłaś? – bardziej stwierdził niż zapytał – Nie szkodzi – i położył się na mnie całując namiętnie.
    
    Jego ręce były wszędzie, gestem pokazał mi, że mam opleść go udami w pasie. Czułam, że ta chwila sprawia mu wielka przyjemność. Sunął ustami po mojej szyi, lizał piersi, a ja nie mogłam powstrzymać uśmiechu. „Co ja robię? – pytałam się w duchu czując jednocześnie, że jestem w bardzo właściwym miejscu, w bardzo odpowiednich dłoniach.
    
    - Idealna, rozumiesz? – szeptał znacząc językiem drogę do pępka.
    
    Chciałam zabrać jego głowę, ale gwałtownie zabrał moje dłonie i przygwoździł je jedną ręką do materaca.
    
    - Ada, nie walcz – popatrzył w moje oczy – zostanę.
    
    Nie byłam przekonana.
    
    - Chcesz prawdy? – zmusił mnie do spojrzenia mu w oczy, bo uciekałam wzrokiem od jego twarzy – Ada, chcę zostać. Bardzo. I nie na układ. Pozwól mi być ze sobą.
    
    Spięłam się jeszcze bardziej. To za szybko.
    
    - Ada… proszę – pierwszy raz widziałam tak klarownie niepewność w jego oczach i zrobiłam coś całkowicie poza logiką, dotknęłam jego policzka.
    
    - Nigdy mnie już nie zostawiaj – dotknęłam ustami jego ust.
    
    - Nigdy – powiedział cicho.
    
    To wystarczyło, utonęliśmy w ciszy i w sobie. Dopasowanie, to czułam. Całkowicie różni, pasowaliśmy do siebie idealnie. Wiedziałam, kiedy rozsunąć uda, on wiedział, kiedy wejść. Wiedział, jaki rytm obrać. Tej nocy to ja byłam ważna, traktował mnie jak figurkę z porcelany. Cudownie było czuć jego ciepło, widzieć, że sprawia mu przyjemność dawanie ...