1. Jak kamyk, cz. 6


    Data: 31.01.2019, Autor: JakKamyk

    ... ogromne niczym spodki.
    
    - Po twoim odejściu coś się zmieniło. Nie potrafiłem dalej mijać się z Elką. Porozmawialiśmy szczerze i jestem pewien, że rozstanie było dobrą decyzją.
    
    - Co z Weroniką? – zapytałam.
    
    - Chyba wykazała się większą dorosłością niż my z Elką. Powiedziała mi, że ma kilka koleżanek, których rodzice nie są ze sobą. Stwierdziła, że nie ma sensu dłużej patrzeć jak się nie uśmiechamy.
    
    - Po co mi to mówisz?
    
    - Wiem, że na początku to miało wyglądać inaczej, ale było mi tamtej nocy cudownie.
    
    - Uciekłeś – czułam się naga. To nie czas, nie miejsce… ludzie wokół…
    
    -Tak, przestraszyłem się. Nie gustuje w kobietach takich jak ty... – przerwał. Chyba zdał sobie sprawę, że nie zabrzmiało to dobrze – Jesteś inna… – zaczął, ale nie pozwoliłam mu dokończyć.
    
    - Posłuchaj mnie uważnie Maciek – nie zamierzałam już spędzić przy tym stoliku zbyt wiele czasu.
    
    - To, co się stało tamtej nocy było wielkim błędem. Gdybyś chciał się odezwać, zrobiłbyś to. Niepotrzebne byłoby przypadkowe wpadanie na siebie. Przypadkowe, rozumiesz? Różne określenia na swój temat słyszałam, ale bardzo proszę nic już nie mów.
    
    - Nie chciałem, posłuchaj… - przerwałam mu uniesioną dłonią.
    
    - Nie będę zastępstwem i do tego, jak sugerujesz, marnym. Nie musisz się też martwić moim kontaktem z Tadeuszem. Rozumiem, że martwisz się o ojca, ale jest pod doskonałą opieką. To najlepszy szpital w mieście, a mój kontakt z tobą nie będzie miał wpływu na pracę z nim, nic mu nie powiem – po ...
    ... chwili przerwy dodałam zupełnie tracąc panowanie nad sobą – chcę randek, chcę być kochana, chcę być piękna.
    
    - Ale jesteś… - znowu mu przerwałam.
    
    - I wiem na pewno, że nie chcę już ciebie – podniosłam się z krzesła tak gwałtownie, że upadło z hałasem na podłogę. Nieliczni ludzie w kafejce zwrócili wzrok ku naszemu stolikowi. Nie wytrzymałam i wybiegłam. Zatrzymał mnie na korytarzu.
    
    - Jesteś piękna, wyjątkowa, silna. Przepraszam, że wtedy stchórzyłem. Nikogo nie zastępujesz. Przy tobie czuję, że żyję. Pozwól mi…
    
    Nie mogłam tego dłużej słuchać.
    
    - Pani Karolino – zwróciłam się do pielęgniarki przechodzącej obok – ten pan ma chyba problemy z ciśnieniem. Czy byłaby pani tak uprzejma i zajęła się nim?
    
    Pielęgniarka zwróciła się w stronę Maćka, a mnie już nie było.
    
    ***
    
    Ten wieczór miał być wyjątkowy. Chciałam się pożegnać z myślami o Maćku. W domu postanowiłam wziąć długą kąpiel. Postanowiłam też paradować cały wieczór w puchowym szlafroku, który czekał już za długo w szafie na to, by go założyć. „Będę popijać lody winem i tańczyć boso na środku pokoju aż padnę” – pomyślałam z satysfakcją. Plan zamierzałam wcielić w życie od razu. Nie szczędziłam sobie przyjemności – dużo olejku do kąpieli, dużo świeczek. Muzyka nastawiona na tyle głośno, żebym słyszała ją dobrze w łazience. Kieliszek wina obok wanny. „Jak będzie mi za zimno, spuszczę wystudzoną wodę i naleję nowej” – uśmiechnęłam się na tę myśl. Byłam… byłam zmęczona. Spokojna, ale zmęczona. Nie chciałam ...