1. Nauczyciel i uczeń


    Data: 25.01.2019, Kategorie: Sex grupowy Autor: Sylwunia

    ... już małymi dziećmi, ba. Niektórzy zaczynali już pracować, a znalazłoby się kilku takich, co żyli już na własny rachunek. Adam Pełeszuk był po prostu dobry, może za dobry. A może jednak nie, skoro obłapywał maturzystę w jego własnej sali na długiej przerwie.
    
    Co przychodziło mu po pracy? Nie miał nawet psa czy kota, który by za nim wiernie i z tęsknotą czekał. Zjadał sam każdą kolację, każde śniadanie, zawsze przypalał cholerne tosty. Czasami było mu aż tak żal, że sam zaczynał się opierdzielać za przypalenie tostów, udając, że niby robi to ktoś inny, kto ewentualnie mógłby jeść z nim posiłek. Czasami też pukał się po głowie i mówił sobie – przecież jak tak dalej będziesz żył, zamkną cię w wariatkowie. Tak nie może być!
    
    Z kobietami rozmawiało mu się łatwo. Za łatwo. No i być może właśnie dlatego nie potrafił znaleźć sobie „tej jedynej”, z którą rozmowa jednocześnie zaspokoiłaby jego ciekawość, ale zostawiła też tę nieokreśloną nutkę tajemnicy, czegoś przyciągającego. Poza tym pożądanie... Pożądanie, uważał, może zrodzić się z czasem i, może nie tylko kobiety, człowiek, jako człowiek – mężczyzna, kobieta – każdy miał coś do zaoferowania. Każdy coś innego. Siedem miliardów ludzi, a on kurwa nadal był sam. Jeszcze z dziesięć, piętnaście lat i zamieni się w starego, zgrzybiałego kawalera. Będą o nim gadać sąsiedzi, będą wyśmiewać dzieci siostry... Boże najmilszy!
    
    Ten chłopak bardzo mu się podobał od samego początku. Zawsze był cichy i grzeczny, zawsze przygotowany. No, ...
    ... może nie zawsze uważał na lekcjach, ale Pełeszuk był w stanie mu wybaczyć chwilę nieuwagi w zamian za otrzymanie kolejnych kilku karteczek z wierszami Karola. Ten chłopak miał talent, naprawdę. Jak Adam nie przepadał za poezją, a wolał klasyczną literaturę, twórczość Olszewskiego wyduszała z niego niekontrolowane napady śmiechu albo płaczu, czasami na zmianę. Wiedział, że ze względu na swoją odmienność – sam fakt, że ubierał się dziwnie i raczej był trochę zamknięty w sobie – nie czyniło go kogoś, do kogo można się zbliżyć. Dlatego też maturzysta miał mało kolegów. Może dwóch – Mikołaja i Dantego, a poza tym czasami plotkował o książkach z koleżanką z ławki – Yvette (imigrantki z Francji).
    
    Z początku magister Pełeszuk nie zwracał specjalnie uwagi na fizyczny wygląd chłopaka. Na pewno wyróżniał się na tle klasy przez swoje prawie śnieżnobiałe włosy i soczyście zielone oczy, ale to nie wygląd powinien liczyć się dla nauczyciela, ale to, co chłopak miał w głowie – a zdaniem Adamia, miał dużo i to dobrze poukładane. Z tym, że był w nim ten przedziwny lęk. Tego właśnie lęku polonista nie był w stanie sobie do niczego dopasować.
    
    Pod koniec drugiej liceum Karol przyszedł do szkoły w różowych włosach. Ludzie obśmiali go niemożebnie. Pan od polskiego i zajęć teatralnych znalazł go chowającego się za szafkami i mażącego się jak dziecko.
    
    „ - M-miały być czerwone... - chlipał ledwo dosłyszalnie. - W-wszyscy s-się ze mnie ś-śmieją. „
    
    Miał po prostu zbyt jasne włosy, żeby za ...
«1234...13»