1. 197siedem (3)


    Data: 21.03.2019, Kategorie: Lesbijki Pierwszy raz Autor: monikajastrzebska

    ... chodzi, to co prawda nie był pierwszy trójkąt, ale z poprzednimi miał jeden wspólny element.
    
    – Z poprzednimi? A więc było ich więcej?
    
    – Były dokładnie trzy.
    
    – A ten wspólny element? – chciała wiedzieć Ania.
    
    – Jesteś bystra. Domyśl się. – Jola nie zamierzała ułatwiać jej zadania.
    
    – Dorotka. – bardziej stwierdziła niż zapytała Ania.
    
    – Dorotka. – potwierdziła Jola. – Dorotka lubi takie geometryczne konfiguracje.
    
    – Wiem. Podkreślała to. A ty?
    
    – Mnie się one, póki co, przytrafiają zawsze w obecności Dorotki. Ona jest jakimś katalizatorem. Poza tym dzisiaj było wyjątkowo, bo byłaś ty. – Jola przyciągnęła ją do siebie i pocałowała w usta. – Swoją drogą nie wiedziałam, że jesteś taka swobodna. Podoba mi się to.
    
    – Ja też nie wiedziałam. – przyznała Ania. – I też mi się to podoba. Nawet nie wiesz jak bardzo, ale to twoja zasługa.
    
    – Moja?
    
    – A twoja. To ty we mnie rozbudziłaś te wszystkie żądze.
    
    – Żądze do Dorotki?
    
    – A żebyś wiedziała. Od tego wieczora, kiedy ona pierwszy raz tutaj się pojawiła i przyszła z łazienki ubrana w ten twój kremowy krótki szlafroczek. Od tego momentu tyle razy wyobrażałam sobie jak się kochacie i tyle razy chciałam się kochać z wami. Pragnęłam ciebie, ale jednocześnie myślałam o Dorotce w kremowym szlafroczku.
    
    – No tak. – Jola pokiwała ze zrozumieniem głową. – Teraz wiem, dlaczego chciałaś, żeby Dorotka nałożyła go dzisiaj w nocy. Widziałam też, jakim spojrzeniem omiotłaś ją, jak wróciła spod prysznica.
    
    – To ...
    ... nieprawda. – usiłowała nieszczerze zaprzeczyć Ania.
    
    – Ależ ty jesteś zakłamana. – zamknęła jej usta pocałunkiem. Wpatrywała się w jej oczy. – Taka młoda, a taka zepsuta.
    
    – Niedługo będę pełnoletnia. – broniła się Ania.
    
    (8 marca 1977, wtorek, wieczorem)
    
    Dzisiaj Dzień Kobiet. W szkole była „impreza”. Taka klasowa, kameralna. Piszę w cudzysłowie, bo to było naprawdę coś dziwnego. Siedzieliśmy w swojej klasie (po południu) i gadaliśmy. Była nasza wychowawczyni, a Robert grał na gitarze i śpiewał, chociaż powinnam powiedzieć smęcił tak, że można się było porzygać. Spostrzegłam, że chłopaki co jakiś czas wychodzili i zaraz potem wracali, coraz bardziej weseli. Potem się dowiedziałam, że zorganizowali jakąś wódkę w damskiej ubikacji. Chyba w pewnym momencie się skończyła, bo stali przed klasą i dyskutowali. W końcu wytypowali Stasia, który poszedł do monopolowego, żeby kupić jeszcze dwie butelki. Nie wiem, co tam się dalej działo, bo wróciłam do klasy, gdzie w najlepsze trwał „koncert”.
    
    No i w pewnym momencie wchodzi Stasiu i zza pazuchy wypada mu butelka wódki i toczy się po podłodze. Ten baran Robert przestał grać, wszyscy się patrzą na tę butelkę, Smólska zrobiła się czerwona, a Stasiu jak gdyby nigdy nic podnosi flaszkę i mówi „przepraszam pani profesor” i głupio się uśmiecha. Ona pyta co to jest, a on na to, że to herbata. Ona na to: „bezbarwna”? A on że pewnie od tego uderzenia straciła kolor.
    
    Koniec końców skonfiskowała im tę flaszkę, ale tam zostało tylko trochę ...