1. Arystokrata (X)


    Data: 06.05.2022, Kategorie: Sex grupowy Brutalny sex Autor: violett

    ... spojrzy Justinowi w oczy. On, wielki Pan! Ale gdy się schla… Nie ma już dla nich dwóch miejsca… Kurwa, co to się porobiło!
    
    Nieomal się zakrztusił, gdy tuż obok siebie usłyszał: – Nieźle to sobie obmyśliłeś.
    
    Pierdolony Milczek chodził bezgłośnie i pojawiał się znienacka jak duch.
    
    – O co ci chodzi? – Robert zwrócił na Cichego wzrok i ujrzał, jak mężczyzna bacznie przygląda się wychodzącemu z rezydencji Martinowi.
    
    – Dokładnie o to samo, co tobie – odparł Armand podejrzanie obojętnym tonem. – Chłodno się jakoś zrobiło, wręcz, powiedziałbym, lodowato. – Na poparcie swoich słów postawił kołnierz kurtki.
    
    Kolumna aut powoli wyruszała w drogę, ostatnie nawoływania, trzaśnięcia zamykanych drzwi i na wewnętrznym dziedzińcu zapanował spokój.
    
    – W środku jest cieplej i bezpieczniej – Robert wysilił się na odrobinę zgryźliwości i taką samą obojętność, co z racji ogólnego zmęczenia nie było trudne.
    
    – Bo widzisz, Rays, obaj nie znosimy konkurencji, a przede wszystkim nie lubimy, gdy ktoś depcze nam po palcach – Cichy powoli i z rozmysłem cedził słowa. – Wtedy stajemy się nerwowi, drażliwi i załącza nam się takie coś, co nazywamy potocznie nieodpartą potrzebą dokonania zemsty.
    
    Zaintrygowany spojrzał spode łba na Armanda, ale nie dając tego po sobie poznać, spytał: – Skąd taka pewność?
    
    – Bo cię znam – odparł jakby ze znużeniem.
    
    – Coś cię boli? – Robert zakpił, tłumiąc w sobie narastającą irytację.
    
    Kurduplowi wydawało się, że go zna. Nikt nie znał Roberta ...
    ... Raysa, nawet on sam siebie nie znał. Bufon pieprzony! Wydawało mu się, że bystry jest… Chodzi, łypie ślepiami i słucha, co kto mówi, nie wiadomo po ki chuj. – Głowa czy dupa?
    
    – Jesteśmy sobie potrzebni – stwierdził niezrażony Cichy, spokojnie patrząc gdzieś przed siebie. – Możemy sobie nawzajem pomóc. Rozumiesz? Ja tobie, a ty mnie…
    
    – Bredzisz, kurwa, Savros. Nie potrzebuję twojej pomocy i uwierz mi, że nie potrzebujesz jej ode mnie – odrzekł bez namysłu Robert, siląc się na opanowanie.
    
    – Może… – skwitował Armand, po czym nagle obrócił się twarzą w twarz do kumpla i powiedział z naciskiem: – Wiesz, Rays, każdy ma swojego Drugiego.
    
    Robert zupełnie nieświadomie przyłożył butelkę do ust. W jednej chwili odniósł wrażenie, że pokonuje właśnie jakiś pierdolony zakręt i nie wiedzieć czemu, bał się dowiedzieć, co za nim jest. Odrzucił puste naczynie, a brzęk tłuczonego szkła echem odbił się od murów.
    
    – Od kiedy jesteś takim filozofem? – spytał pogardliwie.
    
    – Od kiedy pojawiłeś się na dzielnicach i zacząłeś robić czystkę – Milczek z satysfakcją wycedził przez zęby, nie spuszczając lodowatego wzroku z Raysa.
    
    – Ooo, groźnie zabrzmiało – stwierdził spokojnie Robert, uświadamiając sobie, że Cichy w końcu zaczął zrzucać maskę. – I co w związku z tym?
    
    Savros położył rękę na ramieniu arystokraty, wciąż patrząc mu w oczy.
    
    – Przeginasz, Cichy – upomniał go Robert.
    
    – Tak, tak… – mężczyzna udał, że nie zrozumiał ostrzeżenia. – Zakłóciłeś tamtego dnia mój błogi spokój, ...
«12...181920...»