1. Z sennika Marty (II). Najazd Szwedów


    Data: 06.04.2022, Kategorie: sen, wojsko, Brutalny sex Autor: historyczka

    Dzień drugi
    
    Tym razem świąteczne oglądanie "Potopu", przeniosło mnie we śnie do tych czasów.
    
    Razem z innymi niewiastami przeżywałam, że lada dzień przybędą do nas Szwedzi. Ja skromna szlachcianka, samotna białogłowa, miałam w swej pieczy dworek. Rozbisurmanieni żołdacy niechybnie go spalą, a mnie i inne białogłowy zaczną srodze napastować. Już wyobrażałam sobie, jak zadzierają moje szerokie spódnice, jak pijani włażą na mnie, żeby jeno pohańbić... Dziewki służebne spotka los nie lepszy, a mojej ciotki, czterdziestoparoletniej wdowy też zapewne nie oszczędzą. Razem płaczemy nad swym marnym losem.
    
    - Dziewczęta... nie uchronicie swych wianków - biadoli ciocia Hanka.
    
    - Cóż nam czynić? - pytam przerażona.
    
    - My, białogłowy, możemy jeno wywiesić białą szmatę... Tylko poddanie się ich woli może nas ocalić... - smutno kiwa głową wdowa.
    
    - A więc mamy im ulec? Mamy dać się pohańbić? Stać się dla nich jeno uciechą, rozrywką?
    
    Dziewuszki tulą się do siebie jak pisklęta.
    
    - A co jeśli nas nie tylko pohańbią, ale i zbrzuchacą?
    
    - Taka nasza dola niewieścia... możemy jeno podciągnąć spódnice...
    
    Ciągle dobiegały straszliwe wieści. Szlachta poddała Brześć za to, coby Szwedzi nie złupili ich dworów. Na daremno... Tyleż srogi, co wiarołomny, najeźdźca ani myślał dotrzymywać paktów...
    
    Wieść głosi, że te lutry mają w portkach żelazne osłony na swych męskościach, przeto mogą srogie krzywdy wyrządzić białkom... Inni prawili, że to są jakoby muszkiety, które grzmocą ...
    ... zawzięcie, ziejąc ogniem.
    
    Dziewoje jeszcze żałośniej zapłakały nad swym losem.
    
    Kolejna wieść niosła, że te kalwiny chcą naszą ziemię katolicką obracać w protestancką w tenże o to diabelski sposób, że umyślnie będą tak naszych niewiast używać, coby potem porodziły ewangelicki pomiot...
    
    Znów jęki i zawodzenia wśród panien i starszych jejmości poczęły się srogie.
    
    Wreszcie tętent końskich kopyt i pojedyncze strzały zwiastowały przybycie tych diabłów wcielonych. Z dala było słychować biadolenia niewieście.
    
    - Kzie jadlo, piwo i... dziefki?! - spytali pierwsi najeźdźcy, patrząc lubieżnie.
    
    - Waćpanny, przypominam - zakrzyknęłam - jedynym naszym ratunkiem jest uległość... Chyżo zapodajmy panom żołnierzom strawę i napitki...
    
    - I... dzieffki!!! - dopominał się pijany, gruby wachmistrz.
    
    Ależ zaglądał mi w dekolt, kiedy osobiście usługiwałam, nalewając im trunek do kielichów. Palcem odsłonił go jeszcze bardziej, głęboko zapuszczając tam żurawia.
    
    Byłam zdumiona, bo zdało mi się, że w obliczu takiego nieszczęścia, moje piersi, i tak już dorodne, urosły do monstrualnych rozmiarów... jakby ich celem miało być czynienie uciechy dla rozpustnych żołdaków!
    
    - Gut, gut! - ucieszył się rajtar, jeszcze bardziej rozciągając moją bluzeczkę - Szyne titten!
    
    Ledwie wyswobodziłam się z jego łapsk, już trafiłam do kolejnych żołdaków. Gdy polewałam im do kufla, potężna graba przylała mi sążnistego klapsa w mój wypięty tyłek... Towarzyszył temu nieobyczajny rechot rozwydrzonego ...
«1234»