1. Peruwiański sen


    Data: 08.04.2021, Autor: Dom

    ... pocałowałem namiętnie. Badałem jej podniebienie, szorstkim, grubym językiem. Czułem chłodną wilgoć warg. Wplotłem silne palce w fantastycznie rude włosy. Docisnąłem mocniej. W tym samym momencie poczułem jak delikatne opuszki muskają wrażliwą powierzchnię, pokrytego żyłami członka. Masowała go zwinnymi dłońmi, przesuwając powoli od jąder po dużą, bordową główkę. I po co jej ten szmaragdowy pierścień nieznośnie smyrający przy dłuższym dotyku. Rozumiem finezyjny diadem z charakterystycznym ornamentem, wpleciony w jej cudownioe pachnące, gęste włosy. Ale ta biżuteria na palcach? To już przesada. Choć bogato zdobiona złota agrafa, niedbale rzucona przy płomiennym powitaniu, zrobiła na mnie duże wrażenie.
    
    Schodząc z monumentu, delikatnie uklękła patrząc pytająco. Skinąłem głową i pogładziłem ciepło po włosach. Oblizała usta by za moment opleść szczelnie spragnionego pieszczot członka. Jedną dłonią trzymała za trzon, zaś drugą przejechała po wyraźnie zarysowanych mięśniach w okolicy mojego pępka. Powoli wsuwała go coraz głębiej, głośno przy tym mrucząc z rozkoszy. Delikatnie wwiercała się zwinnym języczkiem w dziurkę wieńczącą główkę fiuta. W pewnym momencie pochłonęła go całego, rysując diademem o moje podbrzusze. Z pod przymkniętych powiek obserwowałem wirtuozerię jej pieszczot, głośno łapiąc oddech.
    
    ***
    
    Pierwsze promienie słońca nieśmiało rozświetliły obszerną grobową jaskinie. Pyłki stęchłego kurzu rozpoczęły swój dziewiczy, od tysięcy lat, taniec. W śród rumoru, ...
    ... osuwającego się kamiennego gruzu, dało się dostrzec dwie sylwetki. Naukowe okulary zdobiły nos jednej z postaci.
    
    Błysk złotych artefaktów, kontrastował z rozpadającymi się fragmentami archaicznych materiałów i tkanin, które już dawno utraciły swoją bogatą kolorystykę i bardziej przypominały misterną pajęczą sieć niż najnowszy krzyk staroperuwiańskiej mody. Stęchły zapach unosił się nad rozłożonymi po całej podłodze przedmiotami. Wszystko to, dopełniał obraz, wypełnionej po brzegi złotem i srebrem, starej, zapomnianej grobowej piwnicy. Gdzieniegdzie dało się zauważyć fragmenty abstrakcyjnej ceramiki, biżuterię wysadzaną szlachetnymi kamieniami, fragmenty oręży, topory z brązu, wazy i naczynia rytualne o tajemniczych zdobieniach.
    
    Po środku, na gustownym kamiennym tronie można było dostrzec skuloną postać, która już od wieków oczekiwała odwiedzin i najnowszych plotek. Wielki złoty pióropusz zwieńczał skroń starej, struchlałej, samotnej mumii. Wokół niej siedziały cztery kolejne, o mniejszej dystynkcji, których obecność dodawała otuchy głównemu gospodarzowi.
    
    - Przecież on, cholera, miał nie istnieć? – dało się słyszeć pospieszny kobiecy głos.
    
    - Niestety już jest, jak widzisz istniał naprawdę – tym, razem odpowiedział głos męski z wyraźnym miejscowym akcentem.
    
    - Ale to nie możliwe! Nikt przy zdrowych zmysłach nie uwierzy w bajkę o Inti, a tym bardziej o jego mumii! ...bo bogowie, nie umierają... – dało się słyszeć pogłos zdziwienia, długo odbijający się echem po skalnej ...