1. Stadnina. Część 5


    Data: 18.12.2019, Autor: Przeklenstwo

    ... wypuścił trzymany w dłoni kubek. Wera wyraźnie pobladła. Tylko na twarzy czarnej na mgnienie oka pojawił się zarys uśmiechu. Prawie nie zauważalny. Wiedziałem, że jestem na dobrej drodze. Klacz, suka, uległa, kobieta – były do siebie podobne. Każda inna, a jednak schemat układał się w jeden wzór. Zawsze coś musiały.
    
    - Wykonasz jedynkę, na zewnętrznej stronie lewego uda – zwróciłem się do Piotra, który był równie zdumiony jak pozostali.
    
    - Ale skoro czarna nie chce... – próbował protestować.
    
    Nigdy nie przełamywaliśmy granic siłą. Perswazją, małymi kroczkami tak, ale nie siłą. Pamiętam płową, moją najlepszą klacz. Potwornie bała się tatuażu. Pragnęła go i bała się, jak nikt inny. Miała dziwną fobię. Pierwszą gwiazdkę rysowaliśmy jej mazakiem. Codziennie rano stajenny poprawiał jej kontury. Była maleńka, prawie niewidoczna, a jednak płowa przez miesiąc z drżeniem i strachem pozwalała na jej malowanie. Wydawało jej się, że jest brudna. Wszyscy, którzy ją mijali mieli obowiązek pogratulowania jej rysunku. Dopiero po miesiącu bez drżenia pozwalała na rysowanie. Po pół roku były już nie tylko kontury, ale wypełnienie. Potem henna. Po półtora roku zrobiliśmy tatuaż. Z czarną było inaczej. Ona nie bała się tatuażu i chciała go jak nikt inny. Ale musiała...
    
    - Mam cię związać, czy poddasz się dobrowolnie – zwróciłem się do czarnej.
    
    - Nie mogę, muszę... – zawiesiła głos.
    
    - Musisz być posłuszna. To twoje jedyne muszę.
    
    - Możesz jeszcze... – Wera próbowała się ...
    ... wtrącić, ale machnąłem ręką i umilkła.
    
    - Więc – związać czy nie? – ponowiłem pytanie.
    
    - Nie, będę posłuszna.
    
    Położyła się na leżance. Piotr ze znawstwem wykonywał swoją pracę. Był mistrzem. Płaciłem i chciałem mieć to co najlepsze. Czarna nawet nie drgnęła. Jej twarz przypominała maskę. Coś zabijało jej radość. Nie tak powinien wyglądać ten dzień. Gwiazdka była jak urodziny, wyjątkowe urodziny. To od tego momentu kobieta miała prawo używać określenia klacz. Piotr skończył. Zaczerwienienie zniknie niedługo. Przez jakiś czas będzie trzeba uważać.
    
    - Dziękuję – powiedziała cicho czarna.
    
    - Dostaniesz dziś jeszcze jedną gwiazdkę.
    
    Uwielbiałem takie chwile. Zaskoczenie. Nie tylko czarnej. Wszystkich.
    
    - Dalej twoim trenerem będzie Sławek.
    
    Rżenie czarnej było słychać chyba w najodleglejszych zakątkach stadniny, a i uśmiech na twarzy trenera dużo mówił.
    
    - Ale kara musi być. Nie lubię, jak ktoś mi odmawia, bo coś musi.
    
    Pomyślałam o paru rzeczach, których nie lubiła czarna. Nie było ich wiele. Już miałem sięgnąć po jedną z nich, kiedy do głowy przyszedł mi wredny pomysł.
    
    - Przez miesiąc, po zajęciach będzie odprowadzana do hotelu.
    
    Czarna pochyliła głowę, cichutko zadrżała. Rozumiała, co jej zabrałem. Ona była klaczą. Chciała stajni, siana, zapachu skóry, owsianki z jabłkiem na śniadanie wykładanej do koryta, dłoni stajennego, który zgrzebłem czyścił jej ciało. A zamiast tego będzie spać w luksusowym łóżku, kąpać się w równie luksusowej wannie i jadać na ...