1. Stadnina. Część 5


    Data: 18.12.2019, Autor: Przeklenstwo

    BDSM.
    
    Gwiazdka
    
    Pomyślałem o sprowadzeniu Anny do siebie. Dobrze byłoby mieć ją przy sobie, ale na to było jeszcze za wcześniej. Chociaż to był jej świat, to dopiero zaczynała odkrywać, że może się nim cieszyć. Rozmyślania przerwała mi Wera. Miała minę kota, który właśnie wypił śmietankę. Mogło chodzić tylko o jedno. Piotr musiał zrobić kolejny detal jej tatuażu. Minęło już pięć lat odkąd się poznaliśmy i ciągle nie mogła go skończyć.
    
    - Dużo jeszcze zostało? – zapytałem.
    
    - Już nie – padła dokładnie taka sama odpowiedź jak przed pięciu laty.
    
    Uśmiechnąłem się.
    
    - A jak czarna? Gdzie wybrała?
    
    - Byłem ciekawy, gdzie czarna umieściła swoją pierwszą gwiazdkę. Ten wybór pozostawiałem klaczom. Taka mała, drobna nagroda. Mogły wybrać jeden z pięciu wzorów przypisanych do mojej stadniny i miejsce, w którym chcą go umieścić.
    
    - Poprosiła o przesunięcie terminu. Twierdzi, że nie zasłużyła na nią.
    
    To było odważne i głupie. Żadna z klaczy nie kwestionowała moich decyzji. Gwiazdki były wyróżnieniem, symbolem i marzeniem. Tatuaż doskonałości i piękna. Miały do niego prawo tylko najlepsze. Te, które chciałem zachować dla siebie.
    
    - A tak naprawdę? – zapytałem Werę.
    
    - Myślę, że to jest prawda. Czarna ma przecież swój plan.
    
    Uśmiechnąłem się. Czarna była piekielnie uparta i posiadała swój plan. Sławek miał na początku z nią duże problemy. Chciała rządzić. To dość częsty objaw u klaczy, ale zwykle wiąże się to z próbami ucieczki przed forsownym treningiem. Dla ...
    ... czarnej karą było to, że nie pozwala jej się trenować. Im ciężej ćwiczyła tym była szczęśliwsza. W ciągu półtora roku osiągnęła więcej niż inne w pięć lat. Była marzeniem każdego hodowcy. Zatem pora przełamać jej fochy.
    
    - Idziemy – rzuciłem i ruszyłem w stronę drzwi. Sławek z czarną byli w pokoju lekarskim. Ona zapłakana stała pod oknem, on rozmawiał z Piotrem. Rzuciłem na nią okiem.
    
    - Podejdź.
    
    Z gracją, której nie można się nauczyć, wykonała pięć dzielących nas kroków. Była niewiele niższa ode mnie. Najwyższa w całym stadzie. Początkowo martwiły mnie te jej 180 cm. Była zbyt wysoka w porównaniu z resztą. Trudno było dobrać dla niej parę. Wydawała się być zbyt delikatna, zbyt nieskoordynowana, aby chodzić z ogierami. Trening zahartował jej ciało. Sławek kręcił co prawda nosem, że jest jeszcze za wcześniej, ale każdy trener taki był, chciał jak najdłużej trzymać klacz pod swoim skrzydłami. Zresztą trudno mu się dziwić. Też bym nie chciał jej oddać. Stała przede mną wyprostowana. Po raz pierwszy widziałem, że płacze.
    
    - Chcesz odejść? – to było standardowe pytanie. Byłem pewny jej odpowiedzi. Tego, że pokręci głową. I tak zrobiła. Ująłem jej podbródek. Patrzyłem w oczy.
    
    - Zatem dlaczego odmawiasz? Wiesz czym jest gwiazdka?
    
    - Muszę, Panie– usłyszałem. Miała niski głos. Rzadko czuła potrzebę rozmowy. Jej „muszę” przywołało mi w pamięci Annę.
    
    - Skoro musisz... – na chwilę zapadła cisza. – To zrobimy to na siłę, bo ja tego chcę.
    
    Zaskoczenie było duże. Sławek ...
«123»