1. Idziesz juz sobie...?


    Data: 26.11.2019, Kategorie: Romantyczne Autor: Danny Crowe

    ... to, co chciałem zrobić też nie należało do najprostszych zadań. Zacisnąłem pięści na materiale jego koszulki, gdzieś przy kołnierzu. Teraz się wystraszył. Stanąłem na palcach, zamknąłem oczy i zacisnąłem swoje wargi na jego ustach. Stał jak słup soli, przerażony, onieśmielony. Nie rozumiał, o co mi chodzi… Odsunąłem się, puściłem go. Zwiesiłem głowę i milczałem.
    
    Idziesz już sobie? Zacisnąłem kurczowo powieki, żeby się nie popłakać jak dziecko. Zacisnąłem kurczowo usta, żeby nie wydać z siebie żadnego, nawet najcichszego dźwięku, który mógłby mu zasugerować jak bardzo za nim tęsknię, nawet teraz. Nawet, kiedy przy mnie był, zawsze było mi go mało….
    
    Idziesz już sobie? Położył mi dłoń na twarzy. Otworzyłem szeroko oczy ze zdziwienia i spojrzałem na niego zlękniony. Uśmiechał się promiennie, ale przez łzy.Idziesz już sobie? Pocałował mnie, szepnął mi coś do ucha. Zrobiło mi się gorąco. Zacząłem dusić się płaczem.
    
    Zatrzasnąłem za sobą drzwi. Odwiesiłem kurtkę, przez chwilę pomęczyłem się z rozsznurowywaniem butów. Ziewnąłem szeroko, starając się nawet nie patrzeć w stronę wiszącego na ścianie lustra po babci. Nie miałem najmniejszej ochoty widzieć swojej okropnej twarzy. Cienie pod oczami, blada skóra, sine od płaczu usta, rozmiewrzone zszarzałe włosy. Miałem dosyć. Miałem dosyć, znowu i nieustannie.
    
    Powoli ...
    ... zmierzyłem w stronę dużego pokoju po prawej stronie niewielkiego korytarza. Jedyne, czego pragnąłem to położyć się na rozklekotanej kanapie i umrzeć. Opadłem na twardą ciemnobrązową sofę i westchnąłem boleśnie, bezgłośnie. Pogładził mnie po włosach. Nie mogłem powstrzymać napływającego na usta uśmiechu. Nagle świat zrobił się piękniejszy, koszmarny dzień na uczelni odszedł w zapomnienie. Uniosłem się nieco na łokciach w górę i spojrzałem na jego zmęczoną, ale roześmianą twarz. Wyciągnąłem rękę w jego stronę. Oparłem mu dłoń na ramieniu, a zacisnąwszy palce na materiale jego bluzy, przyciągnąłem go znów do siebie. Z namaszczeniem ucałowałem go w usta. Pochylił się o mocno objął mnie wpół. Uniósł mnie w górę, przeniósł do sypialni i rzucił na łóżko. Stęknąłem cicho w momencie, gdy moje plecy zbyt gwałtownie spotkały się z pościelą na kolejnym dość twardym meblu. Spojrzałem w jego stronę, świat wydawał mi się lekko zamglony. Kubki z herbatą stały na stole za drzwiami, ambrozja stygła, ale nie szkodzi. My dopiero się rozgrzewaliśmy.
    
    Idziesz już sobie?
    
    Nie.
    
    Dlaczego miałby odchodzić z własnego domu? Po co niby? Przecież niedawno przyniósł do mnie wszystkie swoje rzeczy. Nie do końca rozpakowana walizka stała jeszcze smętnie pod szafą i trochę się kurzyła. Objąłem go mocno i spróbowałem się już nie wstydzić.
    
    Kocham Cię… 
«12»