Marta i natarczywy biznesmen
Data: 18.04.2022,
Kategorie:
nauczycielka,
pończochy,
biznesmen,
Podglądanie
Autor: historyczka
Mam na imię Marta i jestem nauczycielką historii.
Bardzo mocno zaangażowałam się w działalność fundacji wspierającej domy dziecka. Sama wychowywałam się bez ojca. Kiedy matka trafiła na kilka miesięcy do szpitala, ja, jako nastolatka, znalazłam się na ten czas właśnie w bidulu.
Atmosfera w naszym domu dziecka była koszmarna. Dlatego, kiedy dorosłam, zainteresowałam się pomocą dla tych przybytków. Szczególnie dla tego w naszym miasteczku. Był mały, więc wychowawcom udało się stworzyć dość dobry klimat, mimo że wychowankowie nie byli aniołami. Niestety stary budynek wymagał gruntownego remontu i pojawiło się widmo zamknięcia placówki. Nasza fundacja musiała zdobyć fundusze.
Swoją działalność intensyfikowaliśmy w grudniu, bo czas przedświąteczny sprzyjał zbieraniu datków dla naszych podopiecznych. Często było tak, że wysyłano mnie do jakiegoś prezesa, żebym prosiła o wsparcie, bo uważano iż wobec kobiety wpływowy biznesmen zechce wykazać się gestem.
Podobnie było teraz. Szef naszej fundacji zadzwonił, abym poszła do największej firmy w naszym regionie i porozmawiała z prezesem.
- Załóż koniecznie jakąś minispódniczkę. Odstaw się porządnie, jak to ty potrafisz… Wiadomo, że oni mają potężną kasę i do tego lansują się na firmę odpowiedzialną społecznie.
Nie musiał mi powtarzać, jak ważna jest duża suma. Dom dziecka z ul. Warszawskiej był w fatalnej kondycji i tylko takie wsparcie mogło go uratować. Byłam wyjątkowo mocno zmotywowana.
Postanowiłam rzeczywiście ...
... założyć mini, moją ulubioną, małą czarną. Czarne kozaczki na szpilce i pończochy oraz grafitowy, dopasowany żakiet.
Prezes okazał się eleganckim i przystojnym facetem tuż po czterdziestce. Miał na imię Dawid. Podobno rodzice nadali mu to imię na cześć Rockefelera. Ojciec Dawida zaczynał jako pomocnik mechanika w Niemczech, mimo, że miał wykształcenie jedynie podstawowe, przez lata pracy dorobił się majątku na ściąganych z Niemiec autach. Wtajemniczeni twierdzili, że kradzionych. Syn, już gruntownie wykształcony, przejął schedę i prowadził ją z rozmachem.
Szybko podchwycił temat i rzeczywiście mówił o tym, jak to ich firma jest odpowiedzialna społecznie.
Przez cały czas rozmowy lustrował mnie wzrokiem. Celowo tak usadzoną, żeby dogodnie obserwować moje nogi. Peszyło mnie to dosyć, odruchowo próbowałam obciągać w dół spódniczkę, ale była ona jednak dość krótka. Moje usiłowania obciągnięcia w dół spódniczki chyba jedynie go rozbawiały.
- Jest pani piękną kobietą.
- Dziękuję… jest pan bardzo miły... – uśmiechnęłam się, nieco stremowana.
- Ma pani piękne nogi.
Zupełnie nie wiedziałam jak na to zareagować. Najwyraźniej zamierzał mnie podrywać… Nie powiem, żeby mi to nie schlebiało.
- Dziękuję, ale naprawdę nie trzeba tych komplementów… Każda kobieta ma swoje wady i dostrzega je…
- Doprawdy? A więc jakie ma pani wady? Bo ja ich nie widzę…
Rozmowa biegła na dziwne tory. Nie wiedziałam jak się zachować. Przecież nie powiedziałabym mu, że mam za duży tyłek, ...