1. Lisica


    Data: 16.04.2022, Kategorie: Fantazja legenda, ruda, Autor: rzygacz

    ... rękoma...
    
    Jestem już tuz obok. Jej zapach wydaje się być przedłużeniem, dopełnieniem zapachów otaczającego nas zewsząd lasu, niczym obcym. Jej oddech wydaje się być dopełnieniem śpiewu krążących nad głową ptaków. Nie odwraca się.
    
    Mimo swojej dotychczasowej śmiałości, teraz nie do końca wiem, jak powinienem się zachować. Jak mogę się zachować, żeby jej nie spłoszyć.
    
    Wreszcie wykonuje powolny ruch dłoni, wyciąga z włosów jedno pióro i podaje mi przez ramię. Nadal się nie odwraca.
    
    Odbieram pióro. Błękitne. Zatem wyciągam rękę. Nie śmiem dotykać chroniącego dostępu do intymnych miejsc ogona - nawet w takich chwilach pamiętam dobrze, jaki może on być niebezpieczny - źródło dzikości i agresji, punkt koncentracji pierwotnej, nieokiełznanej magii władającej tą istotą.
    
    Kładę jedną dłoń na brzuchu, głaszcząc raczej tak delikatnie i pytająco, ale druga ręką chwytam jej ramię, próbując "rozsznurować" skrzyżowane ręce. Napięcie całego ciała i chwila wahania, lecz już po chwili ręce "rozsznurowują" się i przyciągają moją głowę do smukłej szyi, tułów wygina się na chwilę w łuk, a ogon napręża się, głaszcze mój brzuch i klatkę piersiową miękkim futerkiem, jednocześnie dając mi dostęp do ukrytych dotychczas pod nim sfer jej ciała. Tam moja dłoń odnajduje równie miękkie futerko i poświęca mu pełnię uwagi. Ona zaś spazmatycznie zaciska i rozkurcza uda, śpiewając przy tym, jak sarna. Ta, którą przedtem chciałem upolować.
    
    Uspokaja się, ale tylko na chwilę. Chwyta moje dłonie ...
    ... i kładzie je sobie tuż pod piersiami stanowczym ruchem, dalej już odnajdują drogę same, prześlizgując się po białej skórze. Jednocześnie jej ogon owija się wokół moich genitaliów i zaciska władczo, lecz bezboleśnie. Miękkie futro jest takie przyjemne w dotyku - myślę, jednocześnie wtulając twarz we włosy i szyję, delikatnie podgryzając spiczaste ucho.
    
    Ogon zaciśnięty wokół mojego sztywniejącego członka wykonuje nim coraz szybsze ruchy. W pewnym momencie ona opiera się o pień pobliskiego drzewa, rozkłada szerzej nogi, a jej ogon wcelowuje członka w to miejsce, łącząc nas w akcie życia.
    
    Gdy już oboje padliśmy na ziemie wyczerpani, ona nagle zrywa się i odbiega w las. Pobiegłbym za nią, ale słońce popołudnia tak rozleniwia, więc przymykam jedno oko... Otwieram je, gdy coś boleśnie kuje mnie w żebra.
    
    To ona stoi nade mną z moją włócznią i bardzo rozgniewaną miną. No tak, włócznia - czyli wszystko jasne. Ale się wkopałem...
    
    Włócznia w jej rękach zamienia się w zielone pnącze, jak na mój gust zbyt ruchliwe i żywotne, szczególnie w chwili, gdy zaczyna owijać się wokół moich kostek i nadgarstków... Po chwili siedzę oparty o pień drzewa, ze wszystkimi czterema kończynami związanymi za plecami.
    
    Tym razem wyciąga z włosów czarne pióro.
    
    "Najpierw przelecieć, a dopiero potem ukarać i zabić - stwierdzam z przekąsem - to typowe dla wszystkich tych leśnych odszczepieńców. Jakaś mania seksualna czy chłodna kalkulacja?"
    
    Stoi nade mną w całej okazałości. Jest piękna. Cóż, ...