1. Chodz za mna, nie pozalujesz!


    Data: 27.12.2021, Kategorie: Geje Autor: Jan Kowalski

    -Teraz to na pewno nie zdążę – pomyślał przytłoczony nagłym atakiem kolejnej przeciwności losu. Impulsywnie chwytał porozrzucane książki i zeszyty – zawartość plecaka, który przed chwilą, stawszy się gwoździem do trumny jego dzisiejszego pecha, nie wiedzieć z jakiej przyczyny rozpruł się na szwie tak nagle i tak poważnie, że cała zawartość znalazła się naraz na podłodze.
    
    Opamiętał się na chwilę, gdy podnosił żółtą teczkę na dokumenty, z której wysunęło się do połowy wypracowanie, które zdawało się być nietknięte, ale tylko z pozoru, bo gdy przybliżył wzrok do wysuniętej krawędzi zobaczył sporej wielkości obrys – coś jakby odbicie części podeszwy buta – jego buta. Zaklął w duchu przytłoczony nowym ciężarem – trzeba je będzie przepisać, bo przecież takiego nie odda polonistce. Jego umysł domagał się szybkiego i potulnego kozła ofiarnego całej tej sytuacji. Przecież umysł nie oskarży samego siebie – byłoby to zaprzeczenie wszczepionych człowiekowi mechanizmów obronnych. Gdyby bowiem był ich pozbawiony, zadręczony świadomością własnej ułomności – człowieczy umysł szybko zmarniałby i zbutwiał, jak mawiał o tym „udziale boskości, rozumem zwanym”, szekspirowski Hamlet. Tym razem za kozła posłużył nikt inny, tylko polonistka – czemu nie wzięła dziś od niego pracy, tylko poprosiła, by złożył je, tak jak reszta klasy – w piątek. Przecież on nie na darmo przyniósł je właśnie dzisiaj – by zaskoczyć klasowe towarzystwo, by zaskarbić sobie przychylność samej polonistki, która i bez ...
    ... tego najzwyczajniej w świecie go lubiła. On jednak sądził, ze na swoją pozycję musi ciężko pracować. „Wielkość tkwi w szczegółach” – to prawda stara jak świat, i na tym opierał swoje relacje z polonistką i zdecydowaną większością nauczycieli (przynajmniej z tymi, którzy przychylnie przyjmowali taką strategię). A teraz wszystko trzeba będzie przepisać. Dodatkowa praca; niepotrzebna praca; praca bez sensu.
    
    Znowu zaklął w myśli. Trudno jakoś się pozbiera. Z tym nigdy nie miał większych kłopotów. Był niemal mistrzem we wmawianiu sobie, że nic się nie stało, że przyszłość przyniesie wreszcie błogosławioną odmianę. Wrodzony optymizm, a może wyrachowana gra hedonisty niedopuszczającego do siebie negatywnych odczuć? Nigdy się nad tym przecież nie zastanawiał. Dziś jednak przytłoczony całym tym nieszczęśliwym dniem pierwszy raz pomyślał o swoich motywacjach i tym dziwnym mechanizmie, który pozwalał mu szybko przechodzić do porządku dziennego, bez zbytniego umartwiania się nad sobą.
    
    -Okropny dzień – to mówiąc zerknął na zegarek, ale zamyślony, czy raczej nieskupiony na teraźniejszości nie zanotował w głowie konkretnej cyfry, tylko wychwycił samą czynność. Spojrzał jeszcze raz – trzynasta pięćdziesiąt osiem. Od trzech minut już był spóźniony. Natychmiast przeszło mu przez myśl, że pewnie nauczyciel się spóźnił, albo gwałtownie zagadany przez kogoś, nie przeszedł jeszcze do porządku lekcji, a on wykorzysta panujący harmider i wślizgnie się do sali. Tak myśląc ułożył zebrane rzeczy w ...
«1234»