Kropla Łez
Data: 03.05.2021,
Autor: Miye
... prowizoryczna kuchnia i odgrodzona kartonowo-gipsową ścianą miniaturowa łazienka. To wszystko czym dysponowaliśmy.
Zerknęłam na stojący na szafce zegarek. Zaczęłam przeklinać. Cholerne urządzenie znowu stanęło, a ja z pewnością byłam już spóźniona do szkoły. Najszybciej jak potrafiłam wciągnęłam na siebie poprzecierane jeansy, niebieską koszulę w kratę i mój popielaty, jesienny płaszcz, który odziedziczyłam jeszcze po mamie. Chwyciłam granatowy plecak i pędem wypadłam ze starej kamienicy, w chłodne, wczesnojesienne powietrze.
~ ♠ ~ ♠ ~ ♠ ~
Nasza szkoła, liceum ekonomiczne imienia Mikołaja Kopernika, było zupełnie zwyczajną, niczym nie wyróżniającą się budowlą z szarego kamienia. Korytarze miała chłodne, wąskie i mało przytulne. To jednak nikomu nie przeszkadzało w toczeniu ożywionych rozmów pod salami lekcyjnymi. Gwar i śmiechy uczniów zagłuszały nie tylko moje własne słowa, ale i myśli.
- Znowu nie byłaś na polskim – niemal krzyknęła Marta, żeby dotarły do mnie jej słowa. – Co się stało?
Pociągnęłam przyjaciółkę za rękę do damskiej łazienki. Tu było znacznie ciszej.
- Marek dalej coś bierze, całą noc nie spałam – opowiedziałam przyciszonym głosem Marcie. Była moją jedyną, za to niezawodną przyjaciółką. Jej mogłam powiedzieć wszystko. – Do tego chcą nas wyrzucić z mieszkania, bo zalegamy z czynszem za trzy miesiące.
- Paskudnie – odpowiedziała tylko – wiesz, że w razie czego zawsze możesz zatrzymać się u mnie… Moja matka nie będzie miała nic ...
... przeciwko.
Uśmiechnęłam się do niej pogodnie.
- Ja tak, ale Marek nie – westchnęłam cicho.
- Ehh, no na to nie ma szans – przyznała szczerze. – Wpadasz dzisiaj do mnie na noc? Jest piątek… trzeba chociaż trochę się rozerwać. Może coś razem wymyślimy?
- Dobrze – uśmiechnęłam się do niej, kryjąc pod tym uśmiechem wszystkie moje zmartwienia. – Dzięki za zaproszenie. To co było na tym polskim?
~ ♠ ~ ♠ ~ ♠ ~
Kiedy po szkole wróciłam do domu, Marek siedział na krześle. Miał przygarbione ramiona i ogólnie wyglądał jak ktoś, na kogo spadło naprawdę wiele nieszczęść. Na mój widok podniósł głowę. Wstał z krzesła. Jego twarz była bardzo blada. Wyraźnie rysowały się na niej duże, szare oczy.
- Emilka – wypowiedział moje imię czułym, przepełnionym smutkiem głosem. – Przepraszam za wczoraj, ja nie…
Jak zwykle nie dałam mu skończyć. Przylgnęłam do niego, oplatając go w pasie ramionami. Objął mnie delikatnie.
- Przepraszam siostrzyczko – powtórzył cicho, tuląc mnie do siebie czułym gestem.
Nie chciałam, żeby cokolwiek mówił. Nie chciałam od niego obietnic, których i tak nie dotrzyma. Dopóki był sobą, to i tak nie miało znaczenia. Odsunęłam się od niego niechętnie, rzucając w kąt mój granatowy plecak.
- Idę do szpitala, pójdziesz ze mną? – zapytałam zmieniając temat.
Chodziłam tam niemal codziennie, Marek tylko wtedy, kiedy nic nie brał, a ostatnio zdarzało mu się to coraz rzadziej.
- Jasne, że pójdę – oznajmił z bladym uśmiechem. – Musimy przecież odwiedzić naszą ...