1. Nad morzem


    Data: 20.04.2021, Kategorie: Romantyczne nieznajomy, delikatnie, Autor: Justin1993

    To wydarzyło się 4 lata temu, wczesną jesienią w małej nadmorskiej miejscowości. Nawet już nie pamiętam dokładnie jak ta miejscowość się nazywała? Przyjeżdżając tu nie szukaliśmy zatłoczonych plaż z tysiącami rozkrzyczanych turystów na ulicach, a raczej odpoczynku od zgiełku wielkiego miasta, z przytulnymi tawernami i dziką plażą na której gdzieniegdzie można było znaleźć bursztyny. Był wczesny wieczór, znajomi odjechali z samego rana a ja postanowiłem zostać jeszcze przez kilka dni i naładować baterie przed powrotem do pracy. Około 19.30 po przepysznej kolacji w przyportowej tawernie ruszyłem ze swoim aparatem na łowy kolejnych niesamowitych ujęć. Słońce było już bardzo nisko nad horyzontem i gdy tylko wiatr przestawał na chwilę dąć, słychać było jak zaczyna syczeć topiąc swą rozgrzaną grzywę w nieprzebranych wodach Bałtyku. Plaże już dawno opustoszały i tylko najbardziej spragnieni ostatnich promieni słońca leniwie zbierali się do domów. Szedłem coraz dalej i dalej nie myśląc o niczym, radowałem się tylko widokiem cudownej czerwienieni zatopionej w spienionej wodzie. Fale sunęły delikatnie po moich bosych stopach i tonęły cyklicznie w ramionach swych braci. Odszedłem już całkiem daleko od wioski i wydawało mi się że jestem zupełnie sam na ogromnej dzikiej plaży, na której wyrzucone na brzeg konary i wodorosty tworzyły genialne wzory natury. Postanowiłem pozostać tutaj i obejrzeć zachód słońca do końca. Wspiąłem się na skarpę i usiadłem wygodnie na piasku. Owiewał mnie ...
    ... wiatr, czułem zapach lasu, byłem taki zrelaksowany. Klisza w moim aparacie powoli się kończyła więc postanowiłem poczekać na naprawdę efektowny moment by go uwiecznić na zdjęciu. Jak się później okazało tych momentów było całe mnóstwo i na dobrą sprawę tego wieczora bardziej przydatna byłaby kamera a niżeli mój stary wysłużony Zenit. Wspiąłem się jeszcze kilka metrów, by skadrować jedno z moich ostatnich ujęć i wtedy ujrzałem ją - nagą kobietę skąpaną w czerwieni zachodzącego słońca leżącą kilkanaście metrów ode mnie. Jej ciało okryte pomarańczowym aksamitem, drżące przy każdym podmuchu figlarnego wiatru tak cudnie piękne, tak niepowtarzalne. Odsunąłem się kilka kroków by nie przerywać tej rozkosznej chwili, ale ona mnie zauważyła i niczym modelka wijąc się po miękkim plażowym ręczniku zaczęła mi pozować. Migawka w moim aparacie ze stroboskopową prędkością zaczęła łapać kolejne obrazy, obrazy przy których widok zachodzącego słońca zdaje się być tylko tandetnym obrazkiem jakich wiele można zobaczyć na widokówkach z przydrożnych straganów. I nagle naciąg aparatu przestał działać, skończyła się klisza. Stałem tam kilka metrów od niej z opuszczonym aparatem w dłoni i tylko patrzyłem. Pomimo, wieczornego chłodu, czułem pot na swej twarzy. Mój wzrok krążył wokół niej próbując nie przeoczyć żadnego szczegółu. Jej piękne, niewinne ciało drżało na chłodnym piasku i prosiło by je przytulić. A ja jak posąg stałem i nie mogłem zrobić kroku. Przecież to była ona dziewczyna z mojego ...
«123»