1. Rozmyślania masochisty


    Data: 27.12.2020, Kategorie: Fetysz Hardcore, BDSM Autor: UroborWorshipper

    Jak daleko sięga moja pamięć, widzę siebie słabowitego i jakiegoś uległego. Brak ojca, dominująca ciotka, matka gdzieś w tle, piersią niekarmiony. Oto diagnoza, oto wyrok, oto wynik tej nieludzkiej kombinacji: jestem masochistą.
    
    Jestem uległy, nieśmiały, śmieszny i żałosny. A przynajmniej tak mi się wydaje, bo nie rozmawiam z wieloma kobietami. Kilka koleżanek z pracy – a wszystkie zajęte; przelotne znajomości pozostałe z czasów studiów – tu może dwie dziewczyny, do których to ja czasem napiszę. Staram się na zwracać na siebie uwagi, gdy jadę tramwajem do pracy (a pracuję w dużym sklepie z elektroniką); patrzę ukradkiem, zerkam na kobiety, podniosę czasem wzrok znad książki, tak zupełnie odruchowo, prawie że od niechcenia. Ale wystarczy moment, że ona to jakoś wyczuje, że się odwróci – może to zupełny zbieg okoliczności, może tylko moja nieśmiałość i kompleksy dopowiadają za wiele – spojrzy w oczy z pogardą, a ja czerwienię się jak burak. Wychodzę, chociaż to nie mój przystanek! Potem szef grzmi, że musiał czekać, że wreszcie mnie wyleje. Ale nie robi tego, jestem dobry. W pracy zyskuję jakoś odwagę, zasłaniam się mądrymi pojęciami i utkanymi na potrzeby marketingu frazesami. Tu czuję się bezpieczniej, wciśnięty w schemat. Wystarczy jednak delikatne wykroczenie poza ten spokojny basen i już mam wrażenie, że tonę.
    
    Od czasów szkoły średniej zaczytywałem się w wielkich mistrzach, w tych, którzy pomogli mi zrozumieć moje potrzeby. Patrzyli na mnie uważnie, niemal pod ...
    ... psychoanalitycznym szkłem, patrzyli nie w twarz i oczy, ale w mój mózg i moją duszę i zdawali się szeptać troskliwie: „Rozumiem cię. Wiem, jak się czujesz”. I naprawdę znajdywałem tu pocieszenie, bo zyskiwałem przekonanie, że nie jestem w tym sam.
    
    Był tu więc potężny maestro, markiz de Sade – to na podstawie jego dzieł, jego nazwiska, ukuto termin „sadyzm”, tak bardzo wyeksploatowany w słynnej pracy seksuologicznej Kraffta-Ebinga, który w medycznym dyskursie, w naukowym żargonie zaprezentował galerię patologicznych zachowań. Nie przebił jednak Sade’a, jego bezczelnych wynurzeń, libertyńskiej woli mocy. Ale ja nie identyfikowałem się z tymi potężnymi mężczyznami, z ich fantazyjnie ogromnymi członkami, identyfikowałem się raczej z ich ofiarami, a każda kolejna perwersja napędzała mnie bardziej.
    
    Był tu jego spadkobierca, Georges Bataille, przewrotny, trochę zbyt filozofujący, mistyczny jakiś; był Sacher-Masoch i jego „Wenus w futrze” – od niego pochodzi z kolei termin „masochizm”. Był wreszcie Bruno Schulz, mistrz masochizmu dyskretnego; w opowiadaniach jawi się on bardzo delikatnie, głównie poprzez poddańczość i czczenie kobiecych stópek, ale w swym cyklu wspaniałych ilustracji widać twarz jego wyraźnie, pośród innych eunuchów, widać jego fantazję. Biedny, nigdy zapewne się w tym nie spełnił, bo nigdy nie utworzył doskonałego związku, bał się życia, a potem go zamordowali. Nie zostawił po sobie wiele, ale wspierał mnie bardzo, inspirował do poszukiwań.
    
    Bo i ja coraz częściej ...
«1234...»