1. Zaspokoić głód


    Data: 20.12.2020, Autor: Przeklenstwo

    Tekst z elementami bdsm, więc jak ktoś nie lubi, niech się nie męczy czytaniem.
    
    Na początku było ssanie. Takie delikatne pragnienie czegoś, co pojawiało się na obrzeżach świadomości i po chwili znikało. Jednak z czasem ssanie zaczęło wyłazić poza obrzeża i pchać się do środka. Powoli ssaniem było wszystko. Na cokolwiek nie spojrzałam widziałam „to”. We wszelkich możliwych, niemożliwych i zboczonych konfiguracjach. W końcu przestało ssać. Narodził się głód i żaden tam mały, którego można by ugasić spożywając znany z reklam serek. Pragnienie aż paliło. Ale postanowiłam, że się nie dam. Duża kobieta jestem, to się nie dam. Po tygodniu mój dom zaczął przypominać rezydencję perfekcyjnej pani domu. Po dwóch domownicy zaczęli na mnie dziwnie patrzeć. Po trzech delikatnie zwrócono mi uwagę, że ręczniki nie są jednorazowe, więc nie trzeba ich wymieniać po każdym użyciu. No to się opanowałam. I poszłam zamiatać chodnik przed domem sąsiadów. Głód trwał i wiercił mi trzewia. Ale nie takie rzeczy przeżywałam. Dam radę. W środku nocy (czytaj szósta rano) wstawałam i szłam biegać. No dobrze, z bieganiem mało miało to wspólnego, ale tak czy inaczej 10 km robiłam. Też nie pomagało. Zmęczenie w minimalnym stopniu tłumiło głód. W końcu dałam sobie spokój. Wybrałam znienawidzony numer. Odebrał już po dwóch sygnałach.
    
    - Słucham – usłyszałam znajomy tembr głosu, który zawsze przyprawiał mnie o dreszcze.
    
    Przez chwilę milczałam. On nie zamierzał ułatwiać mi sytuacji. Milczał po drugiej ...
    ... stronie telefonu.
    
    W końcu przełknęłam ślinę.
    
    - Miałeś rację… Panie – powiedziałam. Serce waliło mi jak młot, w gardle siedziało osiem krasnoludków, które uparły się rozpalić tam ognisko, obok przelatywały dwa plutony much, których szum skrzydeł powodował ogromny huk w mojej głowie.
    
    - I? - Postanowił być uprzejmy i mi pomóc.
    
    - I nie umiem stłamsić tego pragnienia. Jest silniejsze niż ja.
    
    Tym razem poszło ciut łatwiej. Zająknęłam się tylko dwa razy, a jeden z plutonów much gdzieś odleciał.
    
    - I?
    
    No mógłby się chociaż trochę postarać. Odrobinę pomóc. A nie tylko to „i”
    
    - Proszę spotkajmy się – wyszeptałam. Może nie usłyszy.
    
    - Dobrze. - A jednak usłyszał. - Przyjedź.
    
    I już koniec. Prawie pół roku męczarni skwitował jednym „przyjedź”. Eh, dominujący. Dziesięć minut i byłam gotowa. Dwadzieścia kolejnych i byłam na miejscu. Winda jak zwykle była popsuta. Nawet się nie zdyszałam, wchodząc na dziesiąte piętro. Poranny trening zrobił swoje. Otworzył mi drzwi.
    
    - Gotowa? - zapytał
    
    Kiwnęłam tylko głową. Nie byłam w stanie mówić. Tym razem zrozumiał.
    
    - Rozbierz się.
    
    Posłusznie wykonałam polecenie. Zawiązał mi oczy. Wziął za rękę i pociągnął za sobą. Pewnie nabył kolejny gadżet z serii „to nie będzie bolało tak mało” . Byłam zdeterminowana i gotowa na wszystko. Nawet na packę taty albo małe biczysko. Byle tylko w końcu zaspokoić głód, byle zniknął, odszedł. Pierwsze uderzenie było delikatne, drugie mocniejsze, a trzecie wprowadziło mnie w znany trans. ...
«12»