1. Milion nowych dni


    Data: 20.03.2019, Kategorie: Geje Autor: orfeusz

    Był późny październikowy wieczór. W naszej pakamerze na dobre rozkręcała się kolejna popijawa. Imieniny świętował Janusz, jeden ze starszych stażem członków klubu. Jak każe niepisana tradycja, zameldowaliśmy się w wpisowymi półlitrówkami zamiast kwiatków, solenizant z pomocą pani Jadzi przygotował jakieś kanapeczki i od razu zrobiło się wesoło. Towarzystwo było całkiem sympatyczne, czułem się wśród nich lubiany i akceptowany, byłem więc zupełnie na luzie - w zasadzie nic więcej do szczęścia nie było mi potrzebne. Wcześniej zaliczyłem już w kiblu jakiegoś brunecika i teraz mogłem obserwować wnętrze łaźni bez normalnego w takich sytuacjach napięcia. Wśród kręcących się tam jak na wystawie burdelu mężczyzn widać było to samo co zwykle "barachło" - w każdym razie nic szczególnie ekscytującego. Chociaż... Moją uwagę przyciągnął sympatyczny blondasek, młodziutki, choć już nie nastolatek, mógł mieć dwadzieścia, dwadzieścia dwa lata. Nie widziałem go tu dotychczas, był w łaźni chyba po raz pierwszy. Wyglądał zresztą na nowicjusza, choć nie do końca zachowywał się po debiutancku - był bardziej od tamtych szczeniaków rozluźniony, nie chował się po kątach, nie uciekał spojrzeniem. A równocześnie zachowywał się wyjątkowo jak na takie przypadki powściągliwie: nie łapał od razu pierwszych okazji. Wyraźnie jednak było widać, że nie przyszedł tutaj przez pomyłkę. Spodobał mi się, był taki inny od tego, co obserwuje się w tym ludzkim maglu na co dzień, że aż żal było taki okaz od razu ...
    ... zmarnować. Doświadczenia łaźniowe wskazywały, że bez względu na jego ewentualne walory, bez względu na jego obecne opory i zahamowania, skończy się wszystko jak zwykle, bo on już był zdecydowany, dokładnie wiedział, czego chce... Ale, na litość boską, cóż tu może znaleźć?Z upływem czasu atmosfera w naszym pokoiku rozgrzewała się dosłownie i w przenośni. Z coraz większym zainteresowaniem popatrywałem na "mojego" debiutanta, który nadal krążył samotny. Dość miałem już w czubie, więc bez dodatkowych podchodów demonstracyjnie podszedłem do niego i powiedziałem bez zastanowienia:- Jeśli nie zorganizujesz sobie dzisiaj czegoś lepszego, to zapraszam cię do siebie, powiedzmy na kawę. Za pół godziny będę czekał na ciebie w szatni. Jestem Marek.Sam byłem zaskoczony swoją odwagą i bezczelną jednoznacznością złożonej propozycji. Nawet nie spojrzałem na niego, żeby zobaczyć reakcję, po prostu odwróciłem się i wróciłem do pakamery witany kpiącymi uśmieszkami. Pomyślałem, że chyba mają rację, że na pewno nic z tego nie będzie. Dlaczego małolat miałby wybrać właśnie mnie? Jednak kiedy w pół godziny później ubierałem się w szatni, ze zdziwieniem usłyszałem za sobą jego głos.- Co z tą kawą, podtrzymujesz zaproszenie?Posadziłem go fotelu, zrobiłem kawę, nalałem po kieliszku, włączyłem cichutką muzyczkę i sam usiadłem naprzeciw... Znowu obserwowałem go, ale teraz już lekko rozbawiony, bo nareszcie wyłaziło z niego napięcie. Bał się? A przyjść do obcego faceta, do obcego mieszkania to się nie bał! Boże, ...
«123»