1. Przekwitajacy mak


    Data: 01.03.2020, Kategorie: Geje Autor: orfeusz

    13.10.1985Nerwy mam napięte jak struny. Kicham i zaraz lecą mi nosa smarki, niewypłakane łzy. Przez cały ranek walczyłem z sobą, ze swoim położeniem, i kichałem. Manuel miał ciężką noc, był niespokojny. Całe godziny wlokło się śniadanie, a i tak nie wziął wszystkich lekarstw, które łyka rano. Już 14.30. Całą wieczność to trwa, obaj mamy już dosyć.Wczoraj chciałem wziąć prysznic, ale zabrakło mi czasu. Nie znoszę być niewykąpany, szczególnie przy zdenerwowaniu, swędzi mnie wtedy głowa, pocę się, świerzbi mnie całe ciało. Muszę pomóc Manuelowi połknąć pigułki, muszę pomóc mu usiąść, to znów położyć się, każdą pigułkę bierze z osobna i nieuchronnie między jedną a drugą powstaje przerwa. Zniecierpliwienie niemal mnie rozsadza.Kicham, swędzi mnie nos, a to jeszcze bardziej mnie rozdrażnia. Wydaję się sobie totalnym neurotykiem, to już dla mnie, a i dla Manuela za wiele. Reaguje spięciami, wymiotami, bólem, ja reaguję innymi objawami, dzisiaj katarem; mam wszystkiego po dziurki w nosie.Lina i Eulogio obrali nową drogę. Surowiej obchodzą się z Manuelem. Więcej od niego wymagają, żądają, by łykał tabletki, więcej jadł, wstawał w celu uniknięcia zapalenia płuc. Dziś kłócili się z nim. Siedziałem obok, prawie nic nie rozumiejąc i nie wtrącałem się. Moje nerwy napięły się jeszcze bardziej, myślałem, że zaraz wybuchnę. Tak mi było żal Manuela, nie uważam tej metody wychowawczej za zbyt dobrą, nie pozbawi ona Manuela jego obaw, a tylko przysporzy stresów. Często myślę sobie: zostawmy ...
    ... go w spokoju, tak jak jest, powinien spokojnie umrzeć, a nie będąc zmuszanym cierpliwie znosić katusze naszych pretensji. Tylko że on nie chce umierać i żąda, abyśmy go nie opuszczali. Dzisiaj rano próbowałem pogadać z nim o tym.- Nie chcę umierać - rozpłakał się.Walczy o swoje życie, wszyscy walczymy; ta walka wydaje mi się jednak nie do wygrania. Chyba wszyscy to czujemy. Gdyby Manuel nie bał się tak śmierci, być może znalazłby pewien spokój w oczekiwaniu tego, co i tak może nadejść. Jego szyja spuchła i jest twarda jak kamień. Wszędzie rak. Boli mnie, że będzie musiał umrzeć, boli mnie, gdy widzę jego i nas walczących o to przeklęte życie, jego życie. Zaczynam przeklinać chemoterapię, która budzi fałszywe nadzieje. Nawet w chwili, gdy zapisuję słowa "fałszywe nadzieje" ogarniają mnie wątpliwości: czy Manuel nie ma już najmniejszej szansy na przeżycie? Jeśli nie, to nie powinien ginąć tak marnie, lecz umierać pogodzony z sobą, ze mną, ze swoją rodziną, przyjaciółmi, i całym światem.Fałszywa jest nadzieja na wyzdrowienie, jest piekłem oznaczającym jedynie stres i mącącym wewnętrzny spokój. Tak chętnie oszczędziłbym Manuelowi całej tej męki, w którą wpędza go leczenie. Powinien przecież umrzeć z głodu, na raka czy wskutek zakażenia albo też na cokolwiek innego. A tu pojawia się obawa, że nie wyczerpało się wszystkich środków. W gruncie rzeczy pragnę, aby żył, a nie aby cierpiał.Boże, kimkolwiek i czymkolwiek jesteś, pomóżże wreszcie doprowadzić do jakiegoś rozstrzygnięcia. ...
«1234...13»