1. Z widelcem przez życie


    Data: 20.12.2019, Autor: Indragor

    Mówi się, że początek wielu związków damsko-męskich ma miejsce na pogrzebach. W moim przypadku to chyba początek i koniec. A szkoda. No cóż, moje życie nie układało się jak po różach, a jeśli już, to po zwiędłych. Zawsze miałam jakoś pecha do chłopaków. Uważałam też, że w związku to dziewczyna, czyli ja, powinna decydować, co ma być, a czego ma nie być. Tylko, gdy przychodziło co do czego, zwykle traciłam głowę, tym samym stawałam się uległa, zamiast starać się panować nad sytuacją. Takie moje życie. Pomimo tej oczywistej sprzeczności, nadal trwałam przy swoich zasadach. Do teraz. To, co się wydarzyło, zachwiało moimi ugruntowanymi poglądami.
    
    Tak, w moim przypadku wszystko, co ważne, zaczęło się na pogrzebie dziadka. Na stypie siedziałam sama przy stole w tej czarnej spódnicy przed kolana i białej rozpinanej bluzeczce. Okropne, prawda? Mama stwierdziła, że na pogrzebie mam wyglądać elegancko, skromnie i stosownie do okoliczności. No to wyglądałam i śmiertelnie nudziłam się z braku jakiegokolwiek towarzystwa. Do tego stopnia, że obawiałam się, czy z tych nudów nie zejdę z tego świata zaraz po dziadku. Nie mogłam liczyć nawet na towarzystwo mojej ukochanej i niezawodnej przyjaciółki, Wioli. Złożyła tylko ze łzami w oczach szczere kondolencje.
    
    Rozumiałam ją. Zawsze strasznie dołowały ją smutne wydarzenia. Bała się, że nagle się rozryczy, urządzając z siebie widowisko i zaszkodzi mojemu wizerunkowi. A przecież, jak powiedział tata, miałam „godnie reprezentować rodzinę”. ...
    ... Niestety ja za to, jako wspomniana reprezentantka najbliższej rodziny, nie mogłam się wykręcić od tego wątpliwego zaszczytu. Wszyscy wokół mnie to tak zwani dorośli, niektórzy już jedną nogą w grobie, aż zastanawiałam się, czy dotrwają do końca stypy. Wtedy impreza mogłaby się znacznie przedłużyć. Chyba ja też bym tego już nie przeżyła. Z pewnością ci dorośli uważali mnie za niegodną uwagi „gąskę”. Co ja tam mogłam wiedzieć o ich sprawach. Rozprawiali tylko o „czymś ważnym” w małych grupkach, od czasu do czasu wychodząc przed dom „na papieroska”. Jak na późną jesień było wyjątkowo ciepło. Niektórzy przyjechali nawet z daleka. Mój dziadek był znaną w mieście postacią, dlatego ludzi chętnych nażreć się przy stole szwedzkim nie brakowało.
    
    Dziwne, że siedziałam przy stole szwedzkim, prawda? Jednak te kilka krzeseł wciśniętych przy nim przy ścianie, było w zasadzie jedynymi wolnymi miejscami w salonie. Co prawda gdzieś zawsze bym się wtranżoliła, jak mawia moja mama, ale wolałam uniknąć uwag na swój temat typu „jaka ładna”, „jaka sympatyczna dziewczyna”, „jak dobrze wychowana młoda dama”, albo inne bzdety. Na domiar złego musiałabym udawać zainteresowanie rozmową, brr. To byłoby jeszcze gorsze niż siedzenie w samotności i rozpamiętywanie mojego nieudanego życia. Innym jakoś się udawało. Mnie nie. Już od samego początku.
    
    A wiecie, co jest najważniejsze w życiu? Najważniejszy jest ręcznik. Można się nim okryć, gdy jest zimno, ochroni przed słońcem i deszczem, a mokry może ...
«1234...46»