1. Nie zyje, aby zyc


    Data: 04.12.2019, Kategorie: Fantazja Autor: Katrine Beliso

    ROZDZIAŁ PIERWSZY   Wycieczka z zakładu pracy na grzybobranie przerodziła się w horror, towarzystwo nim dotarło w ostępy leśne, grało w jednym zespole podobną melodię, brzmiącą pół litrowymi butelkami, opróżnianymi w rytmie stukających się szklanek. Na parkingu leśnym, w celu uniknięcia spoconych dłoni kolegów z pracy na intymnych miejscach, wbiegłam głęboko w zagajnik. Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby pokazać się w naturalnych bezdrożach, chwila całkowitej słabości pchnęła desperację w bezmiar boru.   Wpierw biegłam, by po chwili już tylko dreptać, aż w końcowej fazie tylko powolutku mijałam coraz ciemniejsze obszary. Nikt nie wspominał, że błyskawicznie zrobi się szaro, niczym przy zaćmieniu Słońca, gałęzie coraz szczelniej przysłaniały niebo. Mimo usilnych starań nie znalazłam drogi, którą przybyłam, robiło się coraz ciemniej a godzina była stosunkowo ledwo po południu. Brak ścieżki nie przeszkadzał, wdziałam na nóżki niczym czerwony kapturek buciki na płaskiej podeszwie tuż za kostki w czerwonym kolorze, płaszczyk za tyłek również czerwony, aby w lesie każdy rozpoznał. Ciepłe czarne rajstopy wdzięcznie wkomponowałam między buciki a płaszczyk. Z wyglądem bardziej harmonizowałam pod latarnie przy drodze niż w środek kniei, po rozpięciu płaszczyka pasowałam do fajnego klubu nocnego. Brakowało wyłącznie czerwonego kapelusza na długich blond włosach sięgających zgrabnego jędrnego tyłeczka. Seksbomba w centrum tajgi nieprzebytej, jak mogłam się na własne życzenie zaplątać ...
    ... na wycieczkę na dno półlitrówki… nikt po chwili nie dostrzeże grzyba wielkości drapacza chmur, a co dopiero przy ziemi w trawie.   Przystanęłam, opierając się o drzewo, zastanawiając się, co zrobić z tak spieprzonym popołudniem w środku nie wiadomo czego! Wyłącznie obierając jeden kierunek marszu, dostrzegłam szansę wyrwania się z dżungli. W koszyku na grzyby miałam kilka kromek, ze smakowitym pasztetem drobiowym plus dwie butelki wody, postanowiłam zostawić do sytuacji bardzo kryzysowej. W szkole wspominali o mchu od strony północnej, dlatego obrałam drogę z mchu i paproci, poczułam się jak Żwirek z Muchomorkiem. Wywołało radosny uśmiech na mym licu, poprawiłam sobie nastrój, śmiało idąc, jak się zdaje w północnym kierunku…   W oddali zamajaczył domek skąpo oświetlony świeczką przy fikuśnym wejściu. Dach pokryty trzciną rodem z ubiegłych wieków, małe okienka przypominały przymrużone oczka krasnala, miło spozierającego na otaczający Świat. Pomost zaczynający się na ganku znikał w toni jeziora niczym łańcuch niewoli domostwa. W zapadającym zmierzchu powoli gasną w szarości mgły nadciągającej znad wody. Jedynie sączący się dym z komina świadczył o mieszkańcach chatki leśnej, świeczka na ganku przyzywała, czy raczej zapraszała do zaglądnięcia. Cała szczęśliwa z takiego pozytywnego zakończenia przygody leśnej, w ostatnim momencie się zreflektowałam, należy zapukać w drzwi, a nie wpaść jakby się paliło.   — Proszę wejść — zadziwiająco ciepły, miły głos na pewno niestarej wiedźmy ...
«1234...15»