1. Uklad, cz. 4.


    Data: 16.11.2019, Kategorie: Zdrada Autor: Tomnick

    ... mocniejszego niż tonic. Ma ktoś alkohol przy sobie? – rozglądała się niespokojnie, nerwowo wachlując się dłonią.
    
    – Ciii... Renia! Cicho! – szepnął Juliusz. – Nie przeklinaj, nie wypada – rzucił scenicznym szeptem, rozglądając się po balkonach. Ruchem brwi wskazał budynek. W końcu stali pod jego ścianą. Uwagę podkreślił uspokajającym gestem. Uzyskał dokładnie odwrotny efekt.
    
    – Co, cicho, kurwa?! Co, cicho?! – podniosła głos wstrząśnięta Renia. Była czerwona na twarzy i nerwowo drobiła w miejscu. Kropla potu spływała po jej skroni. – Po tym, kurwa, pierdolonym pokazie spajdermena z oponą, aż popuściłam z wrażenia! A jak mi ciśnienie skoczyło! Och! – jeszcze intensywniej wachlowała się dłonią.
    
    – To idź się przebrać – łagodnym tonem poradził Juliusz. Na jego twarzy malował się niesmak. Widocznie nie był przyzwyczajony do wysłuchiwania aż tak intymnych zwierzeń. Dyskretnie odsunął się od sąsiadki.
    
    – Akurat teraz?! – gwałtownie odwróciła się i wzburzona spojrzała na niego z taką odrazą jak na zapchany zsyp. Głośno oddychała. – Długo nad tym myślałeś?! Zwoje mózgowe ci się wyprostowały? – syknęła zdenerwowana. Przerwała wachlowanie, a dłonie zacisnęła w pięści. – Co z was za ludzie?! Jeden skacze przez barierkę z gracją kozicy trafionej bejsbolem, a drugi myśli jak Einstein po lobotomii!
    
    Juliusz tylko bezradnie wzruszył ramionami, na moment jego twarz wykrzywił grymas niezadowolenia, po czym rozejrzał się niespokojnie, coś niewyraźnie mruknął i ...
    ... utkwił wzrok w drzwiach balkonowych. Udawał, że stoi sam. „Nie słyszał” gderania Reni.
    
    Słuchałam, patrzyłam, ale zastanawiałam się wyłącznie nad swoją sytuacją.
    
    – Zwierzyna łowna. Normalnie jestem jak zwierzyna łowna! – zaniepokoiłam się, widząc zaczerwienioną i nabrzmiałą twarz Alka-Olka wykrzywioną niby-uśmiechem. – Weźmie, zgwałci, spuści się i będzie wszystkim opowiadał jak używał mężatkę. I to po „skoku” przez balkon! – denerwowałam się. – Taki kloc to musiałby wejść na minę, żeby przeskoczyć przez tę barierkę!
    
    #
    
    Obejrzałam się. Zbliżał się Dominik. Aż się przestraszyłam i cofnęłam do wnętrza pokoju. Chłopak jakby zapomniał, gdzie jest. Rozpiął rozporek i z majtek wyjął penisa. Był spory! Długi i gruby. Trochę obawiałam się takich rozmiarów, ale teraz przede wszystkim obawiałam się Dominika. Zmienił się. Twardy penis kołysał się, a on chyba nabrał pewności siebie, wiedząc, że rozmiarem może zaimponować kobietom. Ani śladu skrępowania na twarzy i w ruchach. Czuł się panem sytuacji. Szedł po mnie jak po swoją własność. Różnica wieku nie miała znaczenia. Był ważniejszy, silniejszy. Dominował. Nie poznawałam go.
    
    – Toż to jeszcze dzieciak! – próbowałam dodać sobie otuchy.
    
    Z boku zbliżał się Alek. Spocony, ciężko oddychał, obleśnie uśmiechał się i ślinił. Uśmiech, w którym szczerzył zaniedbane zęby, napawał mnie wstrętem. Jeszcze przebierał palcami, jakby chciał podkreślić swoją przewagę i zabawę moim kosztem.
    
    #
    
    Dokończenie nastąpi. 
«12...5678»