1. Milosci. 2. Razem czy osobno?


    Data: 26.10.2019, Kategorie: Inne, Autor: Amanda Ero

    W sobotę człowiek chciałby się wyspać po piątkowej zabawie. Niestety, nic z tego. Jakiś nie znający litości kat wydzwaniał już od wpół do siódmej. Dwa razy Marcel zignorował telefon, warcząc wściekle i plując wyzwiskami. Za trzecim razem wyłowił go z kieszeni spodni rzuconych wczoraj byle jak na podłogę i spojrzał na wyświetlacz. No tak, Tereska. Miał do niej pojechać, ale na litość boską, nie o świcie...
    
    Odebrał i przełączył na głośnik. Nie zdążył nawet wymamrotać powitania. Położył głowę z powrotem na poduszce i zamknął oczy.
    
    – Marcel, dzwonię do ciebie i dzwonię – szczebiotała Teresa mocno czymś przejęta i chyba na granicy płaczu. – Coś się stało? Marcel, ja tu czekam, to naprawdę ważne, przyjedź, proszę cię, musisz przyjechać!
    
    – Dobrze, skarbie – zdołał wtrącić. – Obiecałem, to przyjadę. Mogę chociaż spodnie na tyłek wciągnąć i zjeść śniadanie? – dodał tonem nagany. – Obudziłaś mnie, jest siódma rano.
    
    – Ale to naprawdę bardzo ważne, całe moje życie legło w gruzach!
    
    – Co się stało?
    
    – Nie przez telefon. Proszę, pospiesz się. Zaraz się załamię...
    
    Oprzytomniał wreszcie i przetarł oczy. Teresie nieczęsto zdarzało się przesadzać, choć mógł się założyć, że tym razem dla pokreślenia melodramatyzmu sytuacji nie zmrużyła oka przez całą noc. Nie raz próbowała nim manipulować, czego szczerze nie znosił. Usiadł na łóżku i spuścił nogi na podłogę.
    
    – Już jadę – powiedział rzeczowo i rozłączył się.
    
    Nie tracąc czasu umył się i ubrał, może to rzeczywiście coś ...
    ... poważnego. Zbiegł po schodach, skoczył na moment do kuchni i porwał słodką bułkę z chlebaka, żeby choć w samochodzie coś przegryźć. Pogłaskał machinalnie kotkę siedzącą jak zawsze na stole. Dzisiaj nici ze wspólnego śniadania. Roześmiał się pod nosem, humor od razu mu się poprawił.
    
    Na szczęście o tej godzinie w sobotę nie było w mieście dużego ruchu, więc dojechał na miejsce w rekordowym tempie.
    
    – Och, Marcel – powitała go Tereska w progu kawalerki, teatralnie rzucając mu się w ramiona, jeszcze zanim zdążył zamknąć drzwi. Wydawała się naprawdę przejęta życiową katastrofą, która na nią spadła. Miała zaczerwienione i podpuchnięte oczy, co na tle okrągłej, jasnej twarzy, pod grzywką rudych włosów, wyglądało dość upiornie. Pokryty gęsto piegami zadarty nosek wtuliła w bluzę Marcela.
    
    Pochylił się i pocałował ją w skroń.
    
    – Zaraz mi wszystko opowiesz. Tylko się rozbiorę. Skarbie, drzwi są otwarte.
    
    Bez dalszych ceregieli wyswobodził się z jej uścisku, zamknął drzwi, zdjął kurtkę i buty. A potem zaprowadził dziewczynę do pokoju i posadził na wersalce. Usiadł obok.
    
    – No, mów.
    
    – Nie mam okresu... – jęknęła, gniotąc z przejęcia brzeg zielonej, i tak już pogniecionej bluzki.
    
    Uśmiechnął się, starając się ukryć rozbawienie.
    
    – Spokojnie. Od tego się nie umiera. Kiedy miał się zacząć?
    
    – Trzy dni temu...
    
    – Robiłaś test?
    
    – Nie, nawet nie kupiłam... boję się.
    
    – Czego się boisz? Kobiety w twoim wieku rodzą bez komplikacji.
    
    – Nabijasz się ze mnie!
    
    – Nie. ...
«1234...»