1. The ghostwriter: The end of eternity


    Data: 13.08.2022, Autor: Somebody

    Słucham ostatniego nagrania ojca, próbując unikać pełnego widocznej satysfakcji uśmiechu Tony’ego. Jest raczej chłodno, więc szukam odrobiny ciepła u męża. Problem w tym, że nie potrafi on rozgrzać jakiegoś trudnego do określenia wewnętrznego zimna. Obejmuje mnie delikatnie naszym doskonale wypracowanym gestem, tak rozkosznie domowym, tak przyjemnie znajomym.
    
    - Mamusiu, zimno tu… - mówi urocza pięciolatka, niecierpliwie szarpiąc rękaw mojego płaszcza.
    
    - Niedługo wrócimy do domu, Katie. - odpowiadam cicho. Oczy Dawida spoglądają na mnie nagląco. Ilekroć w nie spoglądam czuję się wręcz przygnieciona winą. George nigdy nie pokazał, że traktuje Katie jak “nie swoją”. Może po prostu negował ów fakt aż do uwierzenia. Albo był o wiele lepszym człowiekiem niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Utwór dobiega końca wraz z nostalgicznym kwileniem skrzypiec. Nie chcę już dłużej tutaj tkwić, ale najgorsza część właśnie się rozpoczęła.
    
    - Przyjmij nasze kondolencje…
    
    - Och, Bethie, tak mi przykro…
    
    - Był wspaniałym kompozytorem…
    
    - Zawsze pozostanie w naszych sercach…
    
    - Pamięć o nim przetrwa…
    
    - Możesz na mnie liczyć, gdyby…
    
    - Świat stracił barwy…
    
    - To niezwykle smutne…
    
    - Dobrze cię widzieć, choć oczywiście w innych okolicznościach…
    
    - Kochamy cię, Beth…
    
    - Wiem, że musi być ci ciężko…
    
    - Całkowicie rozumiem…
    
    I tak dalej i dalej, nieskończony ciąg żałobników, z których każdy jest ciekaw mojej twarzy - czy widać ślady łez, czy wystarczająco blada… A ja ...
    ... pragnę tylko stąd odejść.
    
    - Kiedy zabierzesz rzeczy po nim? Chciałbym się wprowadzić. To mój dom teraz, sama rozumiesz… - fałszywie ugrzeczniony głos Tony’ego wybudza mnie z odrętwienia. Patrzę na jego szyderczy grymas i odczuwam nagły przypływ nienawiści. Uderzam go w policzek otwartą dłonią, usatysfakcjonowana powstałym śladem.
    
    - Jak śmiesz przychodzić ze swoimi aktami własności w środku pogrzebu? Wiem, że ci śpieszno, by urządzić orgię dla podobnych sobie troglodytów, ale nawet ty, NAWET TY, powinieneś mieć minimum wyczucia chwili i nie tańczyć na niezasypanym grobie! Wynoś się stąd natychmiast! Właściwie… Wszyscy się wynoście! Nikt z was go nie odwiedził, nie wysłał kartki świątecznej… Nie macie prawa tu stać! Przyszliście na przedstawienie, ale już się, kurwa, skończyło! - niespodziewanie moją wściekłość wypierają łzy. Nie, nie mogę płakać przy nich. Nie mogę. Usiłuję powstrzymać krople, które coraz gwałtowniej pieką pod powiekami. Bez skutku. Kucam na ziemi jak mała dziewczynka, znosząc się przy tym płaczem. Przybyli stają dookoła w milczeniu, wyraźnie zakłopotani.
    
    -Bethy, skarbie… - George próbuje mnie podnieść, lecz odpycham jego ręce ze złością. Wstaję samodzielnie, mierząc ludzi lodowatym spojrzeniem. Łzy wolno wysychają. Idę przed siebie, nieważne dokąd, byle dalej. Mijam zdumiony tłum, mijam ogrodzenie cmentarza, mijam przechodniów na ulicy… Snuję się ulicami Londynu niczym duch zbiegły ze swojego pogrzebu. Nagle, po iluś metrach bezcelowej wędrówki, wyrasta ...
«1234»