1. Ćma


    Data: 13.08.2022, Kategorie: Tabu, Autor: sersis

    Nienawidził pakowania się.
    
    Gdyby to jeszcze było pakowanie obiecujące jakąś interesującą podróż! Ale nie – pieczołowite przeglądanie szpargałów i wkładanie ich do pudełek oznaczało jedynie początkowy etap upierdliwego procesu przeprowadzki.
    
    Wyjmował właśnie nie noszoną od kilku lat kurtkę, upchniętą do szafy w dniu wprowadzenia się do tej małej kawalerki. Przeglądał kieszenie w wiecznej nadziei odnalezienia jakiegoś zapomnianego banknotu – niespodzianki, gdy poczuł pod palcami jakiś mały, podłużny przedmiot.
    
    Spinka do włosów. W kształcie metalowej ćmy. Widział takie w jednym sklepie internetowym. JEJ spinka.
    
    Kurtka opadła powoli na podłogę. Usiadł ciężko w fotelu, nie wypuszczając spinki z dłoni. Obracał ją w palcach, uciekając myślami do tamtego przedwiośnia. Nie... wcześniej. Do tamtej jesieni.
    
    Najpierw było zdjęcie.
    
    Długie włosy orzechowego koloru, opadające po obu stronach twarzy o delikatnych rysach. Mocny makijaż, nadający jej spojrzeniu nieco dzikiego wyrazu. Nie mógł oderwać wzroku od ich precyzyjnie podkreślonej szarości.
    
    "Wbrew temu, co sądzę na co dzień, bardzo podoba mi się Twój makijaż" – napisał – "Chyba zaczynam rozumieć, co mają na myśli niektórzy, mówiąc o nim jak o sztuce".
    
    "To w końcu jak malowanie, ale na twarzy zamiast na płótnie, nieprawdaż?" - odpowiedziała.
    
    Uśmiechnął się do monitora. Czyżby w tej kloace i siedlisku przygłupich nastolatek trafił na kogoś umiejącego rozmawiać?
    
    Kilka wiadomości później okazało się, że ...
    ... przeczucie go nie myliło. Dziewczyna umiała odparowywać na uprzejmości zaskakująco inteligentnie jak na jej młody wiek. Większość jej rówieśniczek była taka... odstręczająca. Sztucznie kreująca się na zwariowane i imprezowe.
    
    W niej było coś przyciągająco spokojnego. I... smutnego.
    
    Tak bardzo potrzebowała kogoś, z kim mogła by porozmawiać. I on tak bardzo potrzebował kogoś takiego. Odnaleźli się w tym ponurym listopadzie, gdy każdemu z nich wydawało się, że tkwi w jakiejś pułapce.
    
    Oboje nie znajdywali wytchnienia w domu. Dla niego powroty oznaczały mierzenie się z obojętnością osoby, którą kiedyś kochał. Dla niej – szukanie drobnych szczelin we władzy rodziców, przez które mogłaby wyrwać się na wolność. Dla obojga – przeraźliwy emocjonalny głód.
    
    Dlaczego w ogóle na to wpadł? By wydać się barwniejszym? Nie wiedział. Grunt że uwierzyła.
    
    W jakiś czerpiący z pradawnych tradycji kult. W grupę wyznawców, dla których był kimś w rodzaju kapłana. Czuł, jak ją to fascynuje i przyciąga. Jak bardzo chciałaby stanąć przed nim, odziana jedynie w niebo, jak to określali praktykujący magię czarownic, i oddać się rytuałom przepełnionym zaklęciami, znakami i jakąś pierwotną zmysłowością. O tak, czuł jak bardzo seksualna natura kryje się pod powierzchownością smutnej maturzystki.
    
    Ku swojemu zdumieniu odkrył, jak często sobie wyobraża jej smukłe ciało w swoich dłoniach. Poddające się pieszczotom, z początku delikatnym, a później, w miarę rozwoju fantazji, coraz bardziej wyuzdanym i ...
«123»